Oj, kocham Roba, naprawdę kocham. Zawsze wyzwalał we mnie jakieś pokłady zezwierzęconej, lubieżnej kobiecości, ukryte w najgłebszych zakamarkach mej podświadomości. (Cóż, niestety wygląda na to, że jestem po prostu zboczeńcem, ale jak uczą Freud, Jung i inni - wszyscy jesteśmy.) I te sola wypełnione pasażami Painkillerze po prostu zwalają z nóg (Tipton/Downing :*). Zresztą jak cały krążek.
No to i ja kilka ulubionych Robów wrzucam (cięzko, oj cięzko wybrać):
Wrrrrr:
Gdyby ktoś nie wiedział, to jest cover Joan Baez:
No i Halford zmartchwstaly: