Ta niechec, jak widze powszechna tutaj do Tokarczuk, jest dla mnie , delikatnie to ujmujac, niezrozumiala. Zwlaszcza biorac pod uwage sama tematyke forum. Nie mozna sie nie zgodzic, ze nazywanie kazdego idiota jest sporym nadużyciem, ale jesli dodamy do tego pobudki osobiste, sytuacja staje sie bardziej skomplikowana. Wezmy na przyklad takiego "mechanika" - nie czyta ksiazek i wg Tokarczuk jest idiota (ale tylko w kontekscie kulturowym). Kiedy jednak ktos z Was spotka takiego przysłowiowego "mechanika" i ów, widzac, ze czytacie komiks podsumuje Was jako dziecinnych, bo komiks to tylko dzieci czytaja - jak w takiej obrazowej sytuacji sie zachowacie. Czy aby nie pomyslicie w duchu, ze jest idiota, bo Was nie rozumie? A wezcie pod uwage fakt, ze jestescie tylko konsumentami, grupa ludzi ceniacych sobie pewne medium. Bronicie go, wielu z Was nazywa komiks dziedzina sztuki, komiks jest dla Was pewnego rodzaju stanem urzeczywistnienia potrzeby czlowieka do obcowania z kultura. I teraz postawcie sie na miejscu autora, tworcy, ktory poswieca wiekszosc swojego zycia na tworczosc. Niektore ksiazki, symfonie powstaja latami, obrazy miesiacami. Przykladowo "Drabina Jakubowa" jest w najdrobniejszych szczegolach pisemnym zapisem swiata, ktory juz nie istnieje. A to wszystko ubrane w styl, forme, ktora nie przerasta tresci a jedynie jeszcze ja wzbogaca, wznosi na jeszcze wyzszy poziom. I taka osoba, autorka dzieła nad którym przesiedziała wiele miesięcy i lat (badając jednocześnie stosunki społeczne, historie, religie i inne szczegóły potrzebne do stworzenia książki) ma swoje prawo do szafowania slowami, ktore moga bolec, ale nie zmienia to faktu, ze literatura najwyzszego poziomu nie jest dla idiotow. Tak jak komiks przez wiekszosc spoleczenstwa nie bedzie traktowany jako niczym wiecej, jak tylko ksiazeczkami z obrazkami dla dzieci i pryszczatych nastolatkow.
Idac tym torem rownie dobrze mozemy sparafrazowac piramide potrzeb Maslowa. Przeobrazajac ja w piramide potrzeb obcowania z kultura. Od najnizszego poziomu braku potrzeb w ogole (nie angazujac sie w konteksty spoleczno-psychologiczne) az po sam szczyt gdzie mamy dzieła filozoficzne i dzieła literackie osiagajace poziom przyswajalnosci dla przecietnego człowieka wrecz niemozliwy do przekroczenia. Slynny strumien swiadomosci z Ulissesa dla absolutnej wiekszosci ludzi na swiecie jest zwykłym bełkotem. Podobnie jak sztuki Ioneso czy Becketta. O poezji, na przykład włoskiego futuryzmu, juz nawet nie ma co wspominac.
Kazdy czlowiek z wlasnej woli dazy do obcowania z kultura. I nie ma mozliwosci, by nie tworzyc podziałów pomiedzy kultura niską (nazywam ja ogolnie czesto pulpą) a kulturą wysoką, gdzie konsumpcja nie konczy sie na przełykaniu oczyma tresci a jest dopiero preludium do delektowania sie smakiem obrazu lub słowa. I czym wiecej tych smakow znamy, tym latwiej nam jest sie nimi rozkoszowac, znajdowac powiazania, odniesienia czy odczytywac symbolike. W ten sposob rozszerzajac swoj horyzont wiedzy, czlowiek sam siebie awansuje na kolejny szczebel kulturowej piramidy. Az w koncu tez, nieliczni, od konsumpcji przechodza do potrzeby tworzenia, ale to juz inna historia.