Słowo się rzekło, czas przekuć w czyny.
Wydział 7 to lepsza rozrywka niż pierwotnie zakładałem, sprawnie i kompetentnie zsumowano elementy nadprzyrodzone z polityką, zarządzaniem oraz historią. Nie ma co ukrywać lektura całości dodaje wiele pikanterii, a wiem o czym piszę ponieważ przed momentem jeszcze raz odświeżyłem sobie wszystkie zeszyty.
Będąc szczerym pierwsza historia nie ujęła mnie na tyle ale potraktować W7 jako serię must have, kupować na bieżącą, żywo zainteresować niusami. Coś mnie jednak tknęło do działania, w momencie kiedy ujrzałem okładkę numeru specjalnego. Czasami tak bywa, potrzebny jest impuls. I tak oto szybko przekonałem się, że brak dania szansy kolejnemu rozdziałowi pt. Larinae było błędem.
Zarówno Larinae jak i Żywa oraz Martwa Woda spodobały mi się zdecydowanie bardziej, być może było to kwestią tego że historie były inaczej skonstruowane, nie trzeba w nich było dzielić historii na etapy związane z poznaniem bohaterów oraz rozstawieniem pionków na planszy. Dzięki temu scenariusz został rozbudowany na tyle ile pozwala objętość takiego wydania. Za pierwszym razem gdy zapoznałem się z całością, naszła mnie myśl iż chyba zbyt pochopnie podjęto decyzję o zawieszeniu działalności jednostki, a dokładniej pisząc jej rozwiązaniu. Wilk w pewnej chwili wspomina, że zostaje oddelegowany do codziennych spraw, co jest mało kuszące po ostatnich sprawach Wydziału. Oczywiście teza jest słuszna, ale czy aby tych spraw poznaliśmy na tyle, aby te słowa były usprawiedliwione? Chciałbym jeszcze kilka (do tego momentu)
Nie jestem zwolennikiem serii, które zmieniają rysowników. Lubię ciągłość stylu, a jak wiadomo każdy artysta ma swoją wizję. W tym konkretnym przypadku oskarżanie czy wyciąganie wniosków z takiego modelu pracy jest bezcelowe, wiedziałem o tym od początku. Wypada jednak przyznać, że w żadnym stopniu mi to nie przeszkadzało. Krzysztof Budziejewski kapitalnie odnalazł się w Larinae (bardzo wyraziste prace), Robert Adler w Martwej Wodzie, Grzegorza Pawlaka kojarzyłem już wcześniej także wiedziałem czego się spodziewać. Zaskoczyła mnie jedna kwestia. Rozwój? Arkadiusza Klimka. Różnica jaka dzieli Żywą Wodę od Heleny jest kolosalna. Jak wspomniałem kilka dni temu to jeden z najlepszych albumów wydanych w Polsce, bez cienia wątpliwości zestawiłbym go z topowymi produkcjami na zachodzie. Mimika, zachowanie proporcji, styl, ukazanie kobiecości głównej bohaterki - mógłbym tak wymieniać i wymieniać. Prawie zapomniałbym o architekturze, strojach... Coś pięknego. Pomysł z wersją czarno-białą był genialny.
Myślę że spokojnie mogę napisać - jestem fanem Wydziału 7. Na numer z rysunkami Krzysztofa Owedyka już ostrzę sobie zęby, to będzie kolejne sztosiwo.
Panowie, życzę powodzenia i wytrwałości, aby Wydział 7 wychodził i wychodził przez kolejne lata. Będę wspierał (tym razem na bieżąco)
Jeżeli zastanawiacie się czy to dobre, czy warto zainteresować się Wydziałem, odpowiadam zdecydowanie tak.