Pozwolę sobie założyć wątek dla Van Hamme.
W latach 90-ych to był mój ulubiony scenarzysta, Thorgal, Szninkiel, pierwsza XIII, to był sztos. Później wychodziły u nas kolejne jego komiksy, i nawet jeśli wychodziły setki innych komiksów, na tle których Van Hamme nie wydawał już się taki wspaniały, to jakoś zawsze pozostawał wśród moich ulubionych scenarzystów. Bo nawet kiedy zniechęciłem się do jego flagowych serii, który były już niekończącymi się tasiemcami, zawsze był jakiś Western, Largo Winch, Krwawe gody, Historia bez bohatera, S.O.S. dla szczęścia, czy Władcy chmielu.
I właśnie po kilkunastu latach, w końcu doczekaliśmy się całości Władcy chmielu. Ta rozgrywająca się na przestrzeni 150-ciu lat, saga rodu browarników, może na pierwszy rzut oka, nie wygląda zbyt atrakcyjnie dla miłośników Thorgala, czy XIII, ale choć nie uświadczymy tu akcji, to ciężko się nudzić śledząc zawiłe losy rodziny Steenfort na tle burzliwych przemian społecznych. Ktoś komu podobne wątki w Ojcu chrzestnym Coppoli, Wieku XX Bertolucciego, czy zeszłorocznym mini serialu HBO To wiem na pewno, sprawiały frajdę, podobną satysfakcję powinien odczuć po lekturze Władców chmielu. Także ci, którzy wynudzili się na historycznych komiksach Marvano, którymi bombarduje nas Egmont, powinni sięgnąć po Władców chmielu, żeby przekonać się, ile taki komiks zyskuje, jeśli scenarzysta potrafi tchnąć życie w swoich bohaterów. Rysownik Francis Vallès nie prezentuje nic ponad tradycyjną, realistyczną kreskę, ale nie odczułem w czasie lektury, bym potrzebował tu czegoś więcej. Wielkie brawa dla wydawnictwa Ongrys, za wydanie Władców chmielu i S.O.S. dla szczęścia, dwóch bardzo dobrych serii Van Hamme, na które długo czekałem.