To był mały krok dla ludzkości, ale całkiem spory dla mnie.
Zabrałem się za nie po przeczytaniu "egmontowego" tomu poświęconego J. Lee i idąc naprzód od momentu w którym kończy się "Visionaries" dzisiaj po tych ponad dwudziestu dwóch latach od urwania linii wydawniczej oraz po (chyba) ponad czterech-pięciu latach od skompletowania brakujących zeszytów dokończyłem przerwanych przez siebie w połowie 1996 roku TM-Semicowych "X-Men".
I teraz dziwna sprawa, ale w sumie żałuję, że wtedy dałem sobie spokój. O ile z jednej strony sam siebie rozumiem, bo też dałem sobie siana w dosyć takim intelektualnym/fabularnym dołku, który trapił historie z mutantami i w trakcie którego byłem już zwyczajnie zmęczony bijatykami na jedno kopyto, o tyle teraz widzę, że popełniłem błąd. Kolejne zeszyty (poczynając od przygód
w Japonii związanych z konfliktem na linii B. Braddock/Kwannon
)* były już w przeważającej mierze lepsze i nawet przy uwzględnieniu wszelkich minusów i jakichś pomniejszych wad czytało się je lepiej niż większość tego co wychodzi dzisiaj. A już momenty gdy akcja zwalniała i zaczynały się próby pogłębiania relacji między postaciami czytało się to naprawdę przyjemnie. Dość wspomnieć, że ostatni zeszyt to naprawdę świetna historia rodzinna, będąca tak naprawdę kwintesencją tego czym jest "X-Men".
Wielka szkoda, że wtedy ten tytuł upadł i jednocześnie dzisiaj czuję się cokolwiek głupio dochodząc do wniosku, że najprawdopodobniej byłem jednym z tych, którzy porzucając go przyczynili się do jego zakończenia.
W każdym razie dzisiaj po tych wszystkich latach chciałem z tego miejsca uchylić kapelusza przed zespołem TM-Semic i gorąco podziękować za rok 1992 i wprowadzenie w świat "Dzieci Atomu". To była wtedy, jest teraz i mam nadzieję, że będzie nadal świetna przygoda.
Panie i Panowie tworzący TM-Semic - stokrotne dzięki.

*Tak, zdaję sobie sprawę z faktu, że wrzucanie w spoiler treści komiksu wydanego u nas 23 lata temu jest cokolwiek dziwne, ale może ktoś tutaj jest w sytuacji podobnej do mojej...