Trudno. Będzie post pod postem.
"Karnak" to perełka. "Karnak" to perfekcyjny przykład na to co można wydobyć z Marvela i ile można wydobyć z Marvela gdy się chce i gdy pozwolą. Jeżeli Marvel jest wszechświatem, to ten tom jest wszechświatem kieszonkowym tego wydawnictwa. Ta miniseria to po prostu cudeńko. Rysunki współgrają z opowieścią idealnie a względem tego co napisał Ellis ręce same składają się do oklasków. I nie chodzi o jakieś pseudo filozoficzne rozważania, choć zdecydowanie budują klimat. Chodzi o to, że gość siadając przy biurku z długopisem w dłoni albo z klawiaturą pod palcami nadał osobowość grupie kresek. Z Karnakiem miałem już parę razy do czynienia i nigdy mnie nie zainteresował, jak w zasadzie cała ta banda Inhumans. Ot, taka sobie lekko na siłę wydumana wariacja nt. X-Men. Milczek Black Bolt, szaleniec Maximus i inni bla, bla, bla, plus do tego głupio się noszący, jakiś tam biało-zielony gość z imieniem prosto z atlasu geograficznego.
A co z tym nudziarstwem zrobił Ellis?
Gość wziął na warsztat czyjąś bazgraninę i tak po prostu przerobił ją w zachwycającą miniaturkę. Wręcz czuć w tym komiksie gracza RPG, który przysiadł fałdów i zadał sobie trudu żeby wykoncypować postać z krwi i kości. I nie ma znaczenia, że nie stworzył jej od zera tylko wybrał jakąś trzeciorzędną postać historyczną o której czytali wyłącznie specjaliści danego okresu. On ten cień sprzed setek/tysięcy lat uczłowieczył, dał mu zapomnianą przez wszystkich osobowość i wydobył z niego "rzeczy", których nikt nie mógł oczekiwać. I od dzisiaj na niego nie da już się patrzeć tak jak do tej pory.
Jeżeli co jakiś czas daje się wyznaczyć konkretną i czytelną cezurę, jeżeli da się rozbić coś (cokolwiek) na "przed" i "po" to Karnak jako postać jest właśnie dla mnie takim przykładem, który od teraz funkcjonuje przed "Karnakiem" i po "Karnaku" (jako miniserii).
To w sumie przypadek - nie planowałem zostawiać tego tomu akurat na sam koniec procesu nadganiania zaległości w ramach Kolekcji niemniej wyszło jak wyszło i jak po Wiewiórze i Dinozaurze zaliczyłem komiksowego kaca z silnym nawrotem sporej dawki zniechęcenia i innych mdłości tak dzisiaj znowu na krótką chwilę odzyskałem wiarę zarówno w Marvela, jak i w to, że wyobraźnia scenarzysty (jeśli tylko dać jej się wyszumieć) potrafi płatać śliczne figle. Gdyby jakimś cudem Ellis otrzymał zielone światło na własną serię z tą postacią to brałbym z pocałowaniem ręki, bo ostatni raz podczas lektury Marvela czułem się w ten sposób pochłaniając Bendis`owego/Brubaker`owego Daredevil`a.
Kapitalna historia. Życzyłbym sobie więcej.