Odswiezylem sobie wlasnie, chwalony przez wielu run Rucki z 2011 roku. Ostatni raz czytalem go kiedy wychodzily wydania zbiorcze i jedyne co pamietalem to, ze ta seria to nie jest, jak zawsze - Punisher solo, a duet Punisher & Rachel Alves - pani Punisher. Rachel to ciekawa postac, byla marine, ktorej cala rodzina oraz maz gina w dniu ich wlasnej ceremonii slubnej. Wjezdzaja gangstrzy i bez slowa rozwalaja prawie 30 osob, a ona jest jedyna, ktorej udaje sie z masakry wyjsc calo. Rucka, znany jest z obsadzania swych historii interesujacymi, twardymi kobietami i nie inaczej jest tym razem. Sciezki obu postaci dosc szybko sie krzyzuja, a poniewaz to byli wojskowi, decyzja o team upie jest czyms naturalnym. Dodawszy do tego dwojke detektywow, ktorzy depcza im po pietach, probuja ich dopasc i mamy hit. No wlasnie nie, nie bardzo. Co nie zadzialalo? Marvelowscy redaktorzy. W tej serii widac ewidentnie, jak bardzo autorzy byli ograniczani przez korpo-ludkow. A to jakas dziwna organizacja na wzor Hydry - Exchange, jakby nie mogla to byc "zwykla" mafia. Idiotyczny, na sile wcisniety cross z Daredevilem i Spider-Manem, gdzie tluka sie z cala banda dziwologow o Omega Drive, zbudowany z niestabilnych molekul dysk zawierajacy informacje o najwiekszych organizacjach przestepczych (przeczytajcie to zdanie raz jeszcze i zastanowcie sie jak glupie). Jest takze numer, w ktorym jakis marvelowski villian zalewa Manhattan zombiakami. Wisienka na torcie jest ostatnie historia - pojedynek Franka z Avengers. Tak, Frank Castle walczy z cala ekipa Avengers. Cuda na kiju. Totalnie zmarnowany potencjal i rownia pochyla. Mocny, obiecujacy poczatek oraz ciekawy pomysl na team up, zostaly calkowicie zarzniete. Run bylby o wiele lepszy, gdyby Rucka mogl skupic sie na dwojce Punisherow i ich wspolnej krujcacie. Nie od dzis wiadomo, ze najlepsze historie z Frankiem, to te lawirujace na granicy universum, bez wszystkich idiotycznych kalesonow, a ze zwyklymi gangsterami. No niestety, ktos z Marvela mial inne zdanie i wyszlo jak wyszlo.