Ponieważ nie znalazłem osobnego tematu poświęconego "Lucyferowi" swoje wrażenia z lektury przedstawię tutaj - w końcu jest to jedno Universum. Na samym wstępie zaznaczam, że komiks Carey'a był mi zupełnie nieznany a postać Lucyfera kojarzyłem jedynie z serialu, który moim zdaniem nie był wysokich lotów. Kiedy więc poczytałem wszystkie "ochy i achy" jakim to wybitnym arcydziełem jest Lucyfer, że był nominowany do Nagrody Eisnera oraz że diametralnie różni się od serialu postanowiłem wreszcie sięgnąć po ten komiks. A że Egmont był taki miły i wznowił "Lucyfera" w fajnych zbiorkach stwierdziłem, że warto mieć takie wydanie na swojej półce.
Jestem już po lekturze pierwszego tomu i nie mogę niestety powiedzieć, że przeczytałem ten komiks - ja go zmordowałem tocząc nieustanną walkę by w ogóle się przemóc i dokończyć ten komiks. Nie urażając fanów tego tytułu - co za chłam! Być może za bardzo się nakręciłem, bo po tytule nominowanym do Eisnera, którego bohaterem jest do tego sam diabeł spodziewałem się jakieś historii o kondycji człowieka we współczesnym świecie, opowieści o przemijaniu, trudnych wyborach. W najgorszym zaś wypadku spodziewałem się po prostu zwykłego fanu, przyzwoitego komiksu fantasy, zabawy gatunkiem itp. Główną wadą Lucka jest dla mnie przede wszystkim cholernie nieciekawy bohater. Naprawdę rzadko mi się zdarza, aby główny bohater komiksu albo powieści nie budził we mnie żadnych emocji. A tak jest w przypadku Lucyfera - nie obudził ani mojej sympatii, ani negatywnych emocji, w konsekwencji było mi obojętne co się stanie z bohaterem, czy mu się uda czy nie, wygra czy przegra. Dotyczy też i postaci drugoplanowych, który są nijakie i nieangażujące. Do tego w pierwszej części tomu cholernie wkurzało mnie to seplenienie Mazikeen, które nie wiem pókiego diabła było oddawane w dymkach. Ale w sumie tu plus dla autora - przynajmniej jeden z jego bohaterów obudził we mnie jakąś emocję. Po przeczytaniu pierwszego tomu doprawdy nie wiem, dlaczego ludzie aż tak jarają się tym komiksem. Czasami mam takie wrażenie, że ludzie podniecają się, bo coś ma znaczek 18+ i jest z Vertigo więc wow - jakie to dojrzałe, nie to co superhero itp. bzdety. Ale widocznie akurat "Lucyfer" po prostu mi nie podszedł. Nie zachwycił mnie ani od strony scenariusza, ani tym bardzie od strony wizualnej. Na pierwszym tomie kończę więc swoją przygodę z tym tytułem.
Żeby nie kończyć tak pesymistycznie - na plus ta historia, w której po raz pierwszy pojawia się dziewczynka z Londynu próbująca rozwikłać tajemnicę śmierci przyjaciółki. Może motyw z widzeniem ducha dość ograny, ale nieźle mi się to nawet czytało.