Będąc po lekturze nie mogę oprzeć się jednej uporczywej myśli: Rucka na tym etapie stracił okazję wykazania się odwagą.
Niby gdy kończy się vol. 4 człowiek był niemal pewien, że Forever przeżyje. W końcu główna bohaterka a złamany miecz to jedynie zagrywka emocjonalna. Ale z tyłu czaszki tlił się jednak ognik niepewności:
"A co jeśli...?"
Wprowadzenie "Ósemki" dawało szansę na zagranie va banque i uśmiercenie "Siódemki". Owszem. Scenariusz miałby pod górkę, ale wszystko da się zrobić. Carlyle family (dlaczego wiecznie kojarzy mi się z "Kelly Family" tego doprawdy nie wiem...
) musiałaby dawać sobie radę bez Łazarza, polegając na mniej czy bardziej niepewnej pomocy sojuszników, którzy z pewnością czegoś chcieliby w zamian a w międzyczasie trzeba byłoby pichcić na już (czyli z ryzykiem wad koncepcyjnych/produkcyjnych i groźbą uszkodzeń "Weapon VIII") jakąś nową odmianę EPO dla szybszego rozwoju "Ósemki". Niby tutaj też można by się przyczepić, że tak czy owak zawsze Forever, ale dwa-trzy tomy bez jej udziału za to z coraz większą nerwowością w szeregach rodziny i mniejszymi, lub większymi głupotami popełnionymi w ramach tejże mogłoby być ciekawym zabiegiem fabularnym.
Także szkoda, że nikt na to nie wpadł/nie odważył się. Zamiast tego mamy "standardowy scenariusz" Forever odradzającej się z popiołów i w zasadzie nawet jej moment prawdy w fabryce części zamiennych nie daje takiego kopa jak można byłoby się spodziewać.
Druga sprawa, która przychodzi mi do głowy po tym tomie to mściwa satysfakcja z powodu jakże prymitywnego/stereotypowego rozwiązania kwestii ruskiego Łazarza.
Też mogli się wysilić i wykoncypować jakąś podrasowaną, choć nie do końca oczywistą w swej wymowie specnazówę w typie Czarnej Wdowy, ale nie. Zamiast tego mamy trzymetrowego Żmija... Także tego. Kolejny przegapiony pomysł, ale sam fakt takiego a nie innego przedstawienia postaci powoduje lekki uśmieszek na poziomie podświadomości. A dobrze wam tak przebrzydłe Moskale.
No a poza tym walka o władzę na świecie, walka o władzę w rodzinie, standard można napisać. Ciekawe tylko jak będzie się rozwijała kwestia "Ósemki". Dwie Forever walczące ramię w ramię mogłyby być nawet interesujące, choć bardziej podejrzewałbym zmianę pokoleniową i "Ósemkę" przejmującą miecz z martwiejącej ręki "Siódemki" w odpowiednio podniosłej/płaczliwej scenerii. Ale to pewnie przed nami, somewhere over the rainbow.
No i taki detal: gdzie podziewa się Jonah i co ten siostro...ca kombinuje? Bo chyba nie odpuszczą sobie postaci.
Na plus mogę zdecydowanie zapisać mniejszą ilość bzdur niż w poprzednich tomach - w zasadzie wychwyciłem jedną. Wy też wysyłacie swoich niezłych sierżantów na urlop w czasie toczącego się konfliktu? Bo odnoszę takie wrażenie, że wysyłanie Rudej na "bukoliki" zamiast stawiania jej jak najszybciej na nogi było jednak mimo wszystko trochę tak sobie a muzom.
W każdym razie niezły tom. Łba nie urywa, ale na pewno lepszy od dziurawego scenariuszowo "Awans" i trochę lepszy od "Konklawe". Nie da się nie zauważyć, że są zmarnowane szanse, ale widać nie można mieć wszystkiego. Zainteresowanie serią nie zanika.