Znalazłem chwilę, więc pozwolę sobie nawiązać do starej dyskusji o tłumaczeniach z "Kaczora Donalda" i "Kaczogrodu". To nie jest w żadnym wypadku miarodajne i całościowe badanie, ale niedawno wpadła mi w oko ramka otwierająca historyjkę "
Good Canoes and Bad Canoes" i jej polskie tłumaczenia:
Oryginał:
Donald and his nephews are at a northern lake, where Donald is feeling so cocky that he has entered a canoe contest against his lucky cousin Gladstone Gander!Tłumaczenie Jacka Drewnowskiego (z "Kaczogrodu", t. 4):
Donald i jego siostrzeńcy wybrali się nad Jezioro Łabędzie. Donald czuje się taki pewny siebie, że startuje w zawodach kanadyjek przeciwko swojemu kuzynowi Gogusiowi...Tłumaczenie Michała Wojnarowskiego (z "Kaczora Donalda" 39/1997):
Szanowna publiczności, kochani telewidzowie, drodzy czytelnicy. Znajdujemy się właśnie nad Jeziorem Północnym, gdzie Donald, ogarnięty niezrozumiałym napadem pewności siebie, rzucił wyzwanie swojemu kuzynowi i wiecznemu szczęściarzowi w jednej osobie, znanemu nam skądinąd pod jakże banalnym imieniem Gogusia...Ten przykład chyba dobrze ilustruje to, o czym pisałem wcześniej w tym wątku. Nie chodzi mi o to, że polska wersja z KD mi się nie podoba. Ona jest wspaniała! Płynna, ładna, z wyszukanym słownictwem... Ale jest w niej co najmniej tyle samo twórczości pana Wojnarowskiego (do spółki z prof. Bralczykiem), co Carla Barksa. Tłumaczenie Jacka Drewnowskiego jest bliższe oryginału i pierwotnej intencji Carla Barksa - więc jako przekład lepsze, nawet jeśli jako tekst ma mniej fajerwerków.
Myślę, że to ma duży związek z publikacjami, w których ukazały się te tłumaczenia. Moja hipoteza jest taka, że w redakcji "Kaczora Donalda" z lat 90 dużą rolę odgrywały tendencje dydaktyczne: pokazanie, że komiks może być wartościową lekturą dla młodych czytelników przez rozszerzanie ich zasobu słownictwa (stąd też angaż prof. Bralczyka jako konsultanta lingwistycznego). Poza tym ogólnie rzecz biorąc, komiks jako gatunek i Barks jako twórca nie mieli wtedy takiego statusu jak teraz, co mogło sprawić, że polska ekipa była bardziej chętna do kreatywnego tłumaczenia i podkręcania tekstu źródłowego. Znamienne na przykład, że w tamtym czasie przy komiksach w KD nie było w ogóle nazwisk ich autorów.
Dla odmiany "Kaczogród" to kolekcja sygnowana nazwiskiem Barksa i przeznaczona w dużej części do miłośników komiksu, którzy znają tego twórcę i chcą zapoznać się z jego twórczością i stylem - więc ważne jest, żeby przekład oddawał oryginał jak najwierniej, a osoba tłumacza nie przesłaniała osoby autora. Dzięki temu mamy dobry obraz komiksów Barksa takich, jakimi je stworzył.
Z całego serca rozumiem sentyment do polskich wersji M. Wojnarowskiego, bo sam się na nich wychowałem i uważam, że językowo są przepiękne i bogate. Jednocześnie jednak wydaje mi się, że krytykowanie tłumaczeń Jacka Drewnowskiego z "Kaczogrodu", bo nie brzmią tak, jak stare przekłady z naszego dzieciństwa, jest trochę nie fair z podanych wyżej powodów.