Uważam (choć nie mam na ten temat żadnych twardych dowodów), że Hachette, jako wydawnictwu, które nie jest z profilu komiksowe, po prostu nie zależy, by polski tekst wydawanych przez nich komiksów w kolekcjach był spójny z poprzednimi publikacjami z innych wydawnictw. To tylko produkt, który ma się sprzedać w kioskach, tak jak te ich inne partworki. Moim zdaniem zadowala ich, gdy komiksy z kolekcji da się przeczytać i nie ma w nich aż tak rażących baboli, jak w pierwszych tomach KSM, bo wtedy mogliby się do Hachette zacząć dobijać niezadowoleni klienci. I to według tych priorytetów H. wyznacza zadania swoim redaktorom i egzekwuje ich wykonanie.
Rozumiem Twój pogląd na rolę redaktora, ale gdyby zawsze redaktor miał wypełniać taki zakres obowiązków, jaki sugerujesz (i przejrzeć tekst językowo, i na dodatek dogłębnie go przeryć pod względem najdrobniejszych aluzji), to redaktorzy merytoryczni nie byliby nawet w ogóle nigdy potrzebni, bo cała ich praca znajdowałaby się w gestii zwykłego redaktora.
Tu zapewne H. zatrudniło parę osób z jakimś doświadczeniem w roli redaktora i powiedziało im: "będziemy wydawać taką serię komiksów, przeglądajcie tekst od tłumacza i poprawiajcie tam powtórzenia, błędy stylistyczne itd., żeby to jakoś brzmiało". No i to robią, i nie mam zamiaru robić im za to wymówek, bo stylistycznie i językowo ten numer BiZ, który czytałem, brzmiał raczej gładko i znośnie. Byłoby fajnie, jakby na stanowisku redaktora był jakiś fan DC albo osoba z tak maniackim poczuciem profesjonalizmu, że poświęcałaby własny czas na robienie dodatkowych kwerend i dbanie o coś, na czym jej zwierzchnikom nie zależy, ale nie mogę mieć za złe ludziom, że w pracy ograniczają się do tego, co im kazano zrobić. Tak jak mówiłem, inicjatywa leży po stronie Hachette, i to ich raczej rozliczałbym za obecny stan rzeczy. Dopóki H. nie zacznie wymagać więcej i działać z innymi priorytetami, nie ma się co dziwić, że ludzie robią, co im kazano.