Oczywiście zgadzam się, że nie należy zakładać, że kobiety nie znają się na komiksach, ale korekta w tym wypadku to trochę inna para kaloszy. Chodzi o terminologię.
Standardowo w publikacjach mamy tłumacza, który przygotowuje polską wersję tekstu. Potem tekst trafia do redaktora, który przegląda go pod kątem błędów stylistycznych i gramatycznych, poprawia nieścisłości logiczne, sugeruje zmiany, które sprawią, że zdania będą brzmiały lepiej i bardziej naturalnie.
Potem tekstem zajmuje się korektor, który bada go wnikliwie i wyłapuje różnego rodzaju literówki, błędy ortograficzne, niepoprawne zastosowania czcionek itd. Zasadniczo nie jest zadaniem korektora patrzeć na stronę rzeczową tekstu.
W przypadku tekstów specjalistycznych (do których, jak widać, zaliczają się też niektóre komiksy

) do pracy może włączyć się też redaktor merytoryczny. W odróżnieniu od "zwykłego redaktora" on skupia się nie tyle na stronie językowej tekstu, co na sprawdzaniu, czy tekst przekładu jest zgodny z przyjętą w danej dziedzinie terminologią i wiedzą fachową. Jeśli chodzi o komiksy, sprowadza się to najczęściej do wychwytywania aluzji i nawiązań do różnych innych opowieści i postaci, które mogą umknąć zwykłemu czytelnikowi, jak również do dbania o to, by różnego rodzaju nazwy własne i specyficzne terminy zostały przetłumaczone spójnie z wcześniejszymi przekładami. Taki redaktor przydatny jest zwłaszcza przy wydawaniu komiksów, które są częścią jakichś dużych fikcyjnych uniwersów albo nawiązują do konkretnych innych dzieł (np. są adaptacjami lub uzupełnieniami różnych książek, seriali itp.).
Czasem w stopce zobaczycie też "redaktora serii" i "redaktora tomu" - to się zdarza w przypadku wielotomowych cyklów. W takim układzie redaktor tomu skupia się na konkretnym tekście i zajmuje się jego stylistyką i brzmieniem, natomiast redaktor serii nadzoruje raczej ogół prac nad przygotowaniem polskich wersji - odbiera materiały z zagranicy, wyznacza innym członkom zespołu terminy, przekazuje tekst między różnymi osobami nad nim pracującymi, wysyła go do składu i ogarnia wiele innych kwestii organizacyjnych.
Rzecz jasna nie jest to nauka ścisła i często te kompetencje się przenikają (nikt nie będzie krzyczał na redaktora merytorycznego, jeśli poprawi literówkę, którą dostrzeże), ale myślę, że taki zarys może być pomocny orientacyjnie.
Podsumowując, raczej nie winiłbym ani Roberta Lipskiego, ani Anny Hikiert-Berezy, bo wykonali swoje zadania jako tłumacze. Widać też, że mają ogólną wiedzę o świecie DC, bo te bardziej popularne terminy są celnie przełożone. Jednak po niuansach takich jak nazwy grup z historii Suicide Squad widać, że zaangażowanie dodatkowo redaktora merytorycznego pomogłoby dodatkowo wygładzić polski tekst.