Autorzy wzorowali się na oryginale, przez co miasto wygląda jak miasto a nie kartonowe pudła w 2049. Szkoda, że to tyle. Historia jest zbyt kameralna, wszystko dzieje się w zasadzie pomiędzy kilkoma osobami w wielomilionowej metropolii której wielkości nie czuć. Mechaniczne odtworzenie scenografii zmarłego w 2019 r. homoseksualisty - Syda Meada - jest tylko tłem aby było jak w oryginale. Miasto nie jest bohaterem jak w pierwszym filmie. A uczynienie bohaterami komiksu w zasadzie samych kobiet okazał się nie najlepszym pomysłem. Historia nie powala a część pierwsza z trzech jest wybitnie kliszowa.
Zalety? Dobre rysunki, i historia choć miałka nie wlecze się niczym ten smęt Vilenneueva i czyta się jednym tchem. To dobrze, gorzej, że jest taka, iż faktycznie można pomyśleć jak przeciętne do bólu 2049 ze swoją wydumaną jak cholera fabułką ( mam wrażenie, że to takie historie wyśmiewał w Animal Manie Grant Morrison gdzie część sensacyjna jest tak bardzo na siłę, aby tylko był jakiś konflikt, żeby widz miał tylko na czym zaczepić uwagę ) zawiera w sobie jakąś szczególną głębie, której nie zawiera.
W sumie poniżej oczekiwań. Prędzej 6/10 niż 7/10.
Z komiksów s-f zdecydowanie lepiej wyszły te nowe z uniwersum Star Treka.