Wakacyjny kwartał był dość skromny. Urlopy i remont zajęły dużo czasu. Ale kilka półek ma przybyć w domu, więc jakiś uzysk z tego będzie.
**** Znakomite
Broń X – to jest chyba mój ulubiony komiks ze stajni Marvela. Pierwsza styczność to oczywiście MegaMarvel i już wtedy był lekki szok. Ale jak to? Bez kolorowych strojów? Nie tylko mordobicie i głupawe żarciki? Można się po prostu mordować w komiksie dla dzieci (no dobra – poważnych nastolatków)? Tamten egzemplarz trafił szlag, tak jak i wszystko z tamtego okresu. Kiedyś kupiłem sobie za grosze oryginalny tpb. No i teraz ten ogromny rozmiar i znowu poczułem się, jakbym czytał tę historię pierwszy raz. Wsiąkłem od pierwszej strony i nie puściłem do samego końca. Genialne wydanie, genialny komiks.
W sumie to kupiłem trochę „przypadkowo”. Generalnie unikam wydań z wodotryskami, jakimiś limitowanymi okładkami itd. Jak mnie już coś interesuje i ma akurat dwa różne wydania (Droga, czasem coś od Scream itd.), to biorę to skromniejsze wydanie – jest tańsze i zajmuje mniej miejsca. Takie ogromne formaty to pokazuję Mikołajowi, żeby go / ją zainspirować. Stąd na półce kilka Batman Noir-ów. I Broń X też przez chwilę myślałem, że by się fajnie pod choinką odnalazł. No i jak nazbierało mi się parę komiksów (XIII, Mity) z okolic września, to w ostatniej chwili dorzuciłem do paczki, żeby wyglądała bardziej okazale. Nie wiedziałem, że to wydanie limitowane, kolekcjonerskie, czy lokata kapitału. Zakładałem, że powinien do grudnia dotrwać w sklepach. I gdybym miał więcej komiksów w koszyku, to bym spasował. Stało się jak się stało. Cieszę się, że mam, bo frajdę z czytania miałem przeogromną.
Tylko informacyjnie dodam, że dodane są 2 zeszyty: jeden to retrospekcja opowiadająca o losie jednego ze strażników, którego Logan zmasakrował w trakcie głównej historii, druga to jakaś bijatyka autorstwa BWS. Nie wiem, czy to ma jakiś większy związek. Jako dodatki są okładki oryginalnych zeszytów, wydań zbiorczych i jeszcze chyba inne projekty plus szkice paru stron.
*** Dobre
Monster (tomy 1-9) – to była moja pierwsza przeczytana manga. Nie było jakiegoś wysokiego progu wejścia. Właściwie to nie było go wcale. Czytanie „od końca” łapie się natychmiast, chwilę zajęło mi połapanie się po kierunku czytania na stronie, ale to było dosłownie 10-20 pierwszych stron i już dalej było komfortowo. Rysunek również nie odrzucił: postaci proporcjonalne (tak jak lubię), niektóre twarze powiedzmy wg tamtej estetyki, pozostałe jak najbardziej „nasze, komiksowe”. Wszystkie natomiast są często przedstawiane bardzo ekspresyjnie: zaskoczenie, strach, złość to wszystko jest bardzo przerysowane, coś do czego nie jestem przyzwyczajony. Po chwili jakoś to zaczyna lepiej wchodzić. Tła są wręcz fotograficznie realistyczne: detale, struktury, światło, perspektywa – nie znam się na technice rysowania, ale wydaje się, że dużo tu pracowano ze zdjęciami prawdziwych obiektów (budynki, wnętrza, ulice). Trudno uwierzyć, że można samemu stworzyć setki tak realistycznych kadrów. Nie ma to dla mnie większego znaczenia w sumie. Efekt jest znakomity. Kolejna nowa dla mnie rzecz to onomatopeje. Są wszędzie, niemal na każdej stronie. I to nie takie, że jest jakiś wybuch, czy strzał, ale czyjeś kroki po podłodze. Ciekawe, czy w innych mangach też to będzie. I ostatnia rzecz, która wpływa już na samo czytanie, to sposób prowadzenia dialogów. W dymkach są pojedyncze zdania, słowa. Dialog jest bardzo dynamiczny, ale każda krótka wymiana zdań to 10 stron komiksu. Przez to czyta się bardzo szybko (tomy po ok. 400 stron spokojnie można wciągnąć naraz). Inna sprawa, że tych tomów jest aż 9 (a jak widzę czasem zdjęcia kolekcji mangowych, to raczej nie jest rekordowa liczba). Podsumowując, od strony technicznej / wizualnej weszło mi gładko. Mam 2 kolejne mangi na półce i zobaczymy jak pójdzie to dalej.
Na łatwość przyswojenia tematu mogło mieć umiejscowienie akcji w Europie i to u naszych sąsiadów (Niemcy, Czechy). Bohaterem jest lekarz – młody, ambitny i bardzo zdolny. Dość szybko wpada jednak w konflikty w pracy, a później zostanie wplątany w sprawę seryjnych morderstw. Z czasem sprawa ta zaczyna zataczać coraz to szersze kręgi. Wgłębiając się w nią bohater musi grzebać w komunistycznej przeszłości NRD i Czechosłowacji, szukać świadków tamtych czasów, poruszać się w świecie służb specjalnych tych sprzed i po upadku muru berlińskiego (tutaj trzeba oddać, że autor albo świetnie się orientował w historii europejskiej tego okresu, albo zrobił szeroki risercz, bo czyta się te fragmenty, tak jakby się oglądało Psy Pasikowskiego czy inne filmy o podobnej tematyce). Brnąc mozolnie w coraz bardziej złożoną intrygę poznajemy kolejnych bohaterów. Ci, którzy już się kiedyś pojawili, co chwila wracają. Autor stara się cały czas podtrzymać napięcie i dorzuca kolejne cliffhangery, kolejne zaskoczenia. Trzeba przyznać, że przez środkowe tomy przechodzi się już na lekkim zmęczeniu. Niby już wszystko wiadomo, a ciągle jakiś detal jest obracany na wszystkie możliwe strony. Znowu wrócił policjant, bo mu coś spać nie daje. Ten, którego zastrzelono, pojawia się znikąd. Ma się wrażenie, że to jest strasznie naciągane, że zbiegi okoliczności są mało prawdopodobne, że bohater jest zbyt niezniszczalny, a ilość osób zamieszanych w poszczególne wątki i ich wzajemne zazębianie się trochę przygniata. Taki trochę serialowy styl. Tu też warto wspomnieć, że dobrze jest czytać tę serię jednym ciągiem. Dzieje się tu tak dużo i dość szybko, że łatwo zapomnieć, co było 30 stron wcześniej. Streszczenie wszystkich wątków zajęłoby kilka stron. Mnie się niestety nie udało – urlop i olimpiada trochę wydłużyły całą lekturę. Te kilka wg mnie zbędnych tomów (część bohaterów wyraźnie plącze się po kartkach i nie ma większego wpływu na wydarzenia, a ich rodziny, czy znajomi jeszcze mniej mają z tym wszystkim wspólnego) wynagradza finał. Nie będę zdradzał i być może dla niektórych wcale nie jest satysfakcjonujący, ale zrobiony z rozmachem, przytupem i z wielkimi emocjami. Ostatni tom czytałem na bezdechu. Bałem się, że te mielizny środkowych tomów wynikają z tego, że autor stracił koncept. Trudno uwierzyć, że ruszając do pracy miał całą historię gotową, raczej dodawał elementy w trakcie, ale wybrnął z tego. Albo inaczej – nie przeszkodziło mu to doprowadzić tematu do końca.
CE (tomy 1-2) – czytałem komiks bardzo długo bo chyba przez większą część sierpnia. Wypadły mi wtedy wakacje i remont i trochę żałuje, bo mam dość zamazany obraz tego, co się w komiksie działo. A działo się bardzo dużo i dość to wszystko złożone, a to i tak mało powiedziane. Nie zdradzając fabuły dzielę sobie opowieść na 3 części – pierwsza to historie z przeszłości kilku bohaterów, druga to (jak to inni pisali, że łopatologiczne) powiązanie poszczególnych wątków ze sobą i trzecia to epilog, którego nie zrozumiałem zupełnie
(nie wiem, czy on unieważnia ten cały wątek gry, czy wręcz go potwierdza, a zabawy z jakimś kodowaniem poezji mnie zupełnie zbiło z tropu)
. W sumie to niewiele potrafię napisać na temat tego komiksu. Na pewno muszę go jeszcze raz przeczytać za jakiś czas. Tym razem z większym skupieniem i w krótszym czasie. Nie jest to taka zwykła opowieść od punktu A do punktu B. Sci-fi miesza się tutaj z magią, świat wymyślony ze światem jeszcze bardziej wymyślonym, ale jednocześnie mającym odzwierciedlać naszą rzeczywistość 21 wieku. Na to nałożone strasznie skomplikowane relacje poszczególnych bohaterów i ich losy przenikające się w tych różnych wymiarach / okresach. Komiks jest bardzo trudny w odbiorze, ma pewnie wiele wskazówek, których się nie wyłapało wcześniej, a które później trafiają na swoje miejsce. Albo i nie, bo historia jest zupełnie nieprzewidywalna i jak już coś człowiek myśli, że zrozumiał, to zaraz zagląda na drugą stronę
lustra kartki i zonk. Można go też pewnie odczytywać na różne sposoby – jako sci-fi z pomysłem podobnym do
, albo komentarz na temat rozwoju ludzkości i miejsca, którym znajduje się w 21 wieku i co może przynieść przyszłość. I pewnie ileś innych interpretacji da się jeszcze doszukać.
Nawet nie jestem pewien, czy mi się ostatecznie komiks spodobał, czy nie. Na pewno miałem poczucie obcowania z czymś bardzo oryginalnym, niesztampowym. I to uczucie z perspektywy czasu tylko narasta. Coś jak shorty Moebiusa, tylko rozciągnięte na kilkaset stron. Będę miał zagwozdkę przy głosowaniu na najlepszy komiks. Mam też plan, żeby sobie pod koniec roku, przy choince i świątecznej whisky przeczytać jeszcze raz. Pożyczyłem koleżance z pracy. Z mężem czasami coś ode mnie biorą. Ciekawe, jak oni odbiorą ten komiks. Kazałem dbać bardziej niż o dzieci.
Hiroszima 1945 Bosonogi Gen (tom 1) – Waneko wydaje zbiorczo. Ma być chyba 4 tomy po 600-800 stron. Przeczytałem pierwszy i teraz myślę, czy dam radę więcej. Historia zaczyna się gdzieś w połowie 1945 w tytułowej Hiroszimie. Mieszka tam małżeństwo z 5 dzieci i szóstym w drodze. Głównym bohaterem jest jedno z dzieci (Gen), którego oczami widzimy, co się dzieje. Występuje w każdej scenie i niemal na każdym kadrze. Autor opisuje po prostu swoje wspomnienia, tak jak widział to około 10-letni chłopak (tak bym zgadywał, ale autor w 1945 był trochę młodszy). Cały naród składa się na wysiłek wojenny. Panuje bieda, głód. I fanatyzm. Większość ludzi niemal czci swojego cesarza i słucha o tym, że zwycięstwo nad Amerykanami i Brytyjczykami jest pewne jak amen w pacierzu. Wrogowie są przedstawiani jako diabły, idioci i ogólnie w ten sposób. Propaganda działa niemal jak dzisiaj. Każdy, kto choć zada sobie pytanie, po co to wszystko jest z miejsca uznawany za zdrajcę i wytykany palcami. Młodzi często zgłaszają się na ochotnika do wojska i są żegnani z wielkimi honorami. I w takiej atmosferze spada bomba. Panuje chaos, ludzie umierają na ulicach, domy się walą, a później palą. Każdy próbuje albo uciec, albo znaleźć swoją rodzinę. Rodzina głównego bohatera również zostaje mocno doświadczona. Problemy jednak wcale się kończą wraz z końcem wojny. Ci, co przeżyli, nie są nigdzie mile widziani. Ludzie się ich boją, przeganiają. Nadal panuje głód. Ludzie stają się nieufni, wręcz wrodzy wobec siebie.
Cały tom jest utrzymany mniej więcej w takim klimacie. Są krótkie chwile radości, ale one szybko są gaszone przez jakieś kolejne nieszczęście, czy spotkanie z wrogo nastawionym sąsiadem. Muszę się zorientować, czy kolejne tomy wprowadzają jakieś urozmaicenie. W innym przypadku może to być ponad moje siły. Już w tym tomie temat głodu był wałkowany przez setki stron i te same rozmowy się powtarzały co chwila. Zresztą sam komiks nie oszczędza czytelnika. Nic nie jest upiększone. Nawet sama akcja jest rwana, często też monotonna.
No i słowo o rysunku. W tym przypadku styl mangowy jest już bardzo wyraźny. Proporcje ciała schodzą na dalszy plan. Anatomia nie ma tutaj żadnych zasad. Dzieciaki prawie cały czas tańczą, śpiewają, wygłupiają się, tłuką lub płaczą. Te kadry to w sumie takie przerywniki od horroru, który rozgrywa się wokół. Trochę mi się to gryzło z całą tematyką. Dzieciaki były wtedy rysowane w stylu, jaki znam z bajek z dzieciństwa (Polonia 1). Trochę mi to przeszkadzało. Nie jestem fanem tego stylu.
Nie wiem, czy będę kontynuował tę serię. To są ogromne tomiszcza. Na pewno warto zapoznać się choćby z pierwszym, bo podjętych jest wiele uniwersalnych tematów (wojna, natura ludzka). No i też kultura odległego kraju. Muszę jednak doczytać, czy dalej będzie jakiś pomysł na ten komiks.
XIII (tomy 1-2) – jeden z ulubionych scenarzystów, jeden z ulubionych rysowników, więc rezultat współpracy musiał być satysfakcjonujący. No i jest. Akcja zaczyna się od pierwszej strony i rozkręca się z każdą kolejną. Człowiek z amnezją i z wojskowymi umiejętnościami jest wciągnięty w wir wydarzeń. A my razem z nim próbujemy odkrywać tajemnice przeszłości, jednocześnie nawigujemy wśród aktualnych wydarzeń politycznych. To wszystko prowadzi nas do spisków na najwyższym szczeblu, by później przenieść się na prowincję i rozkminiać wydarzenia sprzed 20 lat. Świat najeżony jest agentami, podwójnymi agentami, potrójnymi agentami, przeróżnymi tajnymi służbami. Jak już coś się niby ustali jako pewnik, to zaraz to może się odwrócić. Historia się gmatwa co chwila, dochodzi kolejny poziom jakiejś tajemnicy, a za nią kolejny ciemny korytarz. Pytanie tylko, jak długo można pisać w ten sposób, aby historia nie popadała w parodię? Na pewno w tych 2 tomach zbiorczych do tego nie doszło. Pomysły nadal są zaskakujące, historia płynna, wciągająca, bez specjalnych mielizn. Jedyne, co mnie trochę śmieszy w tej historii to niezniszczalność głównego bohatera. 10 razy go złapią, trzymają na muszce, zostawiają na pewną śmierć i zawsze się wywinie. Czy to sam, czy nagle pojawi się nieoczekiwana pomoc. No gdyby tutaj dodać trochę realizmu (lub może po prostu inaczej prowadzić całą akcję, żeby bohater nie wpadał co chwila w takie kłopoty), to nawet bym przerzucił ten komiks o jedną gwiazdkę wyżej. Polecam każdemu, kto lubi szpiegowskie klimaty, spiski, tajne służby itd. A jak ktoś lubi filmy z Bourne’m to obowiązkowo.
Rysunkowo to mój ulubiony styl – realistyczny, w starym dobrym wydaniu. Akcja jest bardzo urozmaicona, więc i okolice są przeróżne – wielkie miasta, małe miasteczka, pustkowia, dżungla, morze itd. Bohaterowie jeżdżą różnymi pojazdami, latają samolotami, helikopterami, pływają jachtami. No dzieje się sporo i Vance ma pole do popisu.
Komiks jest uzupełniony kilkunastoma stronami dodatków. I to są świetne dodatki – historia powstawania komiksu, przerywana wywiadami i anegdotami autorów, które rzucają światło na wybrane wątki lub detale. Świetne uzupełnienie komiksu, często podszyte humorem (np. przepis na dobry komiks wg Van Hamme’a – trzeba mieć dobry początek, dobry środek i dobry koniec).
Okładki tych wydań nie są szczególnie udane. Ok, wygląda to nawet fajnie, ta XIII lakierowana z grafiką, ale ten czarny kolor to masakra. Zostawiłem przez nieuwagę w salonie i już praktycznie nie da się doczyścić. Nawet nie chcę wiedzieć, co kto na komiksie położył. Okładki albumów są w środku i fajniej by było, gdyby któraś została użyta do wydania zbiorczego.
** Niezłe / można przeczytać
7 żywotów krogulca – odpuściłem kiedyś ze względu na cenę. Na szczęście komiks pojawił się w bibliotece (zresztą po mojej sugestii). Awanturnicza historia w stylu płaszcza i szpady rozgrywająca się na początku 17 wieku we Francji na tle prawdziwych wydarzeń ale też nawiązująca do klasycznych utworów z tego cyklu (Muszkieterowie się gdzieś w tle przewijają, można doszukiwać się podobieństw z Hrabią Monte Christo). Śledzimy dzieciństwo i młodość rodzeństwa z francuskiej prowincji, burzliwe losy ich rodziny, losy zamaskowanego mściciela kręcącego się w okolicy i psującemu humor lokalnemu ważniakowi (tak jak Robin Hood wkurzał Szeryfa). To wszystko jest przeplatane (dosłownie, bo często w obrębie jednej strony akcja przeskakuje) z losami króla, jego dworu, małego następcy tronu i też kilku dziwnych osób, które mają jakieś nadnaturalne zdolności wpływania na bieg wydarzeń (ten element nie wadzi specjalnie, ale też nie czułem, że jest niezbędny). Od początku wydaje się oczywiste, że te wszystkie postaci i wątki gdzieś na końcu się połączą. Czasami ma się uczucie, że to wszystko jest grubymi nićmi szyte, że zbiegi okoliczności, spotkania po latach, powroty postaci z różnych zaświatów są naciągane. Też trochę nie podobało mi się, że czytelnik właściwie wszystkie tajemnice zna od początku i śledzi szamotaninę bohaterów bez większego napięcia i zaskoczeń. Zdecydowanie bardziej wolę podejście, w którym wiem tyle, co bohater historii i razem rozwiązujemy zagadki i odkrywamy rodzinne konflikty z przeszłości i ich wpływ na teraźniejszość. To odebrało mi sporo zabawy z lektury, bo poza tym czytało się dość przyjemnie i z zainteresowaniem. 7 tomów zebranych w duży integral z klasyczną kreską, awanturami, pojedynkami, pościgami. To wszystko otoczone kolorowymi strojami, karocami, zaułkami Paryża i wiejskimi pejzażami. Rysunkowo duży plus.
Świat mitów: Tantal – kilka krótszych historii, w których przewodnim wątkiem jest pycha ludzi, która strasznie denerwuje bogów, w tym samego Zeusa. Bym powiedział, że jeden z mniej ciekawych tomów, aczkolwiek nadal trzymający poziom charakterystyczny dla tej serii.
Świat mitów Prometeusz i puszka Pandory – historia o tym, jak bogowie z nudów stworzyli ludzi i zwierzęta, żeby urozmaicić sobie żywot, tworzyć intrygi, szukać miłostek itd. Tytułowy Prometeusz znany jest głównie z tego, że dał ludziom ogień, a później został przykładnie ukarany, jednak sam mit mówi więcej o tej historii. Przedstawiono jego motywacje, jak również inne dary, które w sumie miały większy wpływ na historię ludzi.
* Nie podeszło lub wręcz wymęczyło
Na szczęście nie trafiłem na taki tytuł.
Teraz jestem w trakcie czytania Stray bullets (uber alles edition). Gdzieś po 300-400 stronach (z chyba ponad tysiąca) jestem rozczarowany. Te poszczególne historyjki specjalnie mnie nie zajmują, utrudniają trochę zapoznanie się z postaciami, bo mam spory problem z przywiązywaniem imion do twarzy. Mam nadzieję, że to wszystko zacznie się zazębiać.
W czwartym kwartale chcę głównie przeczytać, to co mi zalega od jakiegoś czasu: 2 tomy Astro City, Akira, wezmę się za Skorpiona jak wyjdzie 4 tom, Rusty Brown.