Simon Bisley jest od dawien dawna moim ulubionym artysta. Pierwszy kontakt jaki mialem z jego tworczoscia siega Tm-Semikowego Sadu na Gotham i zaowocowal miloscia od pierwszego wejrzenia, ktora trwa po dzis dzien. Mam szczescie posiadac wiekszosc rzeczy, w powstaniu ktorych maczal palce. Chodzi mi glownie o albumy oraz artbooki, bo to takze artysta bardzo plodny w segmencie okladkowym, ale znalezienie wiekszosci z nich to nie lada sztuka. Kazdy nowy komiks jego autorstwa jest dla mnie malym swietem, a czekanie na premiere - tortura. Ostatnim jest wydany przez Rebellion & 2000AD
Joe Pineapples: Tin Man czyli przygody robota snajpera, nalezacego do grupy ABC Warriors. Jednakze, ku mojejmu zdzwiwieniu i wielkiemu rozczarowaniu jest on autorem jedynie doslownie kilku stron. Tak sie robi ludzi w luja, mysle sobie... Jednakze, po tych kilku Bizowych planszach stery przejmuje Clint Langley. I porownujac obu panow, ten komiks nalezy do niego! Az nie wierze, ze to pisze, ale ten artysta (w tym konkretnym tytule) zjada Biza na sniadanie. Do tej pory kojarzylem go jedynie z tytulow takich jak Slaine: Books of Invasion oraz ABC Warriors: Volgans War, ale szczerze mowiac nie wywarly one na mnie super wrazenia. Strasznie photoshopowe, dziwne, malo dynamiczne. Joe Pineapples to inna bajka. Tutaj jest wszystko tak jak powinno. Ten album to graficzna miazga zawierajaca zarowno szybkie czarno-biale prace, po bajecznie kolorowe, najezone szczegolikami perelki. Katuje go od kilku dni, jak za szczeniecych czasow - patrze i napatrzyc sie nie moge. O fabule nie bede nawet wspominal, bo jest ekstremalnie pretekstowa, a jej glownym celem jest ukazanie kreatywnych sposobow usmiercania cudacznych bad guys (glownie innych robotow). Jezeli jednak ktos stawia przede wszystkim na zajebiste rysunki, przygody mechanicznego snajpera beda swietnym wyborem.
Z reszta, zobaczcie sami. Nie moglem sie powstrzymac i wrzucilem kilka fotek.