I’m Too Young To Die. Wielki przewodnik po grach FPS 1992-2002Szczerze kibicuję wydawnictwu
Gamebook, głównie z powodu pasji jaką przejawia założyciel i prowadzący to przedsięwzięcie, nie ukrywam też, że podziwiam odwagę, wszak rynek księgarki nie jest jakiś ogromny. Choć owszem, ostatnio pod względem książek (i najróżniejszych specjalnych czasopism) rynek publikacji traktujących tematykę grową znacznie się rozrósł.
Gamebook ma już w swojej ofercie parę pozycji, część z nich stanowią polskie wersje książek pierwotnie opublikowane przez
Bitmap Books. Książki to może mało powiedziane, gdyż to przepiękne, wręcz monumentalne albumy, doskonałe pod względem edycyjnym, co na szczęście jest także cechą polskich wydań.

Na pozycję o grach przygodowych nie skusiłem się (
Almanach: Gry przygodowe Point and Click), widziałem zawartość, za dużo obrazków, za mało tekstu, do tego brakowało paru gier dla mnie kultowych, które nie wiadomo z jakiego powodu zostały pominięte w takiej publikacji. Natomiast nie mogłem już odmówić sobie zakupu książeczki o grach
FPS, a przy okazji dobrałem publikację o
CRPGach. Jak szaleć to szaleć.
Słowo książeczka użyte z przekorną premedytacją, to co dostajemy to ogromna księga (zmierzyłem:
format 30.4 x 21.6 cm, grubość 3 i pół cm!) i to od razu widać: przepięknie wydana. Twarda oprawa, bardzo dobry papier, jest nawet gustowna czerwona tasiemka.



Książkę otwiera się w poziomie, co ma sens, fajnie w takiej formie prezentuje się materiały, jednak na dłuższa metę jest to bardzo niewygodne. Czytanie do poduszki to prawdziwa katorga, da się, ale lekko nie jest. Dosłownie.
Co do zawartości, jest to przegląd gier
FPS z lat 1992-2002, oczywiście nie wszystkich, ale autor zaprezentował wprost ogrom pozycji. Nie liczyłem, na oko będzie ich z dwieście. Oczywiście obowiązkowo znalazło się tutaj miejsce dla tych kultowych, ale też na szczęście nie zapomniano o grach mniej znanych, a często wśród nich można napotkać prawdziwe perełki. Każdej z gier poświęcono średnio pół strony na opis, czasem więcej, czasem mniej, nie trzymano się sztywnie jakiś ograniczeń. Opisy uzupełnione są grafikami, czasem na pełną stronę, czasem malutkimi. Za dużo grafik to też niedobrze, ale w pewnych chwilach chciałoby się jednak ich więcej. Choć z miejscem jest krucho, książka już liczy dobrze ponad 400 stron (448 dokładnie).


Oprócz tego nie zabrakło wstępu oraz szeregu wywiadów z osobami uznanymi w tym środowisku. Nie ma co ukrywać, nazwiska są tutaj naprawdę mocne. A same wywiady to nie tylko wartość dodana, a wręcz mocna podwalina publikacji.





Uff, same superlatywy, czas więc zasiąść do lektury! I tutaj pojawia się pierwszy kubeł zimnej wody. Czcionka maszynowa o stałej szerokości znaku. W porządku, ma to uzasadnienie, nadaje klimatu, ale podobnie jak pozioma forma, to sztuka dla sztuki, i niestety w ogólnym rozrachunku spory minus. Tym bardziej, że przy takiej czcionce ciężko jest utrzymać w ryzach tekst sformułowany w kolumnach, a pod tym względem ewidentnie coś nie zagrało. Łamania czasem są naprawdę bez pomyślunku, tak jakby ktoś miał poprawić, ale zapomniał. Mniejsza o to, idzie się przyzwyczaić, i jak już zaczyna się płynna lektura, to z niej wybijają uwypuklone cytaty. Spoko, pomysł dobry, ale są to dokładne cytaty – kopia z tekstu, umieszczone czasem za późno, czasem za wcześnie. Za późno wkurzają, za wcześnie wprowadzają dezorientację. Zły pomysł. Ale tak było w oryginale.
I niestety, tutaj pojawia się
kolejny kubeł zimnej wody.
Tłumaczenie. Nie jest złe, czasem wręcz bardzo dobre, ale momentami można odnieść wrażenie, że tłumacz tłumaczył wyrywkowo rożne fragmenty i miał różny nastrój. Nie jest to wada, ale karygodnym niedopatrzeniem jest brak korekty, mimo że podobno książka takową miała. Nagromadzenie dziwnych pokracznych akapitów, zdań pozbawionych płynności, momentami jakby zbyt dosłownego tłumaczenia jest aż zatrważające! I zadziwiające, gdyż przecież mówimy o przepięknie przygotowanej książce pod względem technicznym, w której zabrakło dopieszczenia merytorycznego!
Otrzymujemy takie kwiatki jak „powrót do odwróconych poziomów” – może gra ma odwrócone poziomy, ale chyba chodziło o „odwiedzonych”, „silniki skupiały się”, „był zwyczajnie niewygodny” – zapewne chodziło o interfejs, Alien Trilogy jest autentyczne?, „szybko rosnący gatunek”, Game Cube jako pierwsza konsola korzystająca z dysków, oczywiście chodzi o konsolę Nintendo, ale zdanie sugeruje, jakby to była w ogóle pierwsza konsola na dyski. Itd., itp….
Jest tego o wiele więcej, na szczęście nie są to jakieś wielkie wtopy jak choćby w polskich edycjach gazetek od
RetroGamera, ale i tak, korekta powinna to nieco wygładzić.
Dziwna sprawa z tłumaczem jest też taka, że wprowadził swoje uwagi, ale korzysta z nich niezwykle rzadko. W paru miejscach przydałoby się uzupełnić informacje z oryginalnego wydania, które jednak ma parę lat, i choćby od tego czasu pojawiły się jakieś nowe remastery czy rimejki, a w książce czytamy, ze takowych nie ma. Jak była pisana nie było, w chwili tłumaczeni już są.
Na stronie polskiego wydania można znaleźć fragment do ściągnięcia, poniżej też parę przykładowych fotek, trony wybrane losowo. Można sobie samemu obczaić, jak to wygląda. Podkreślam, tragedii nie ma, ale jak to się mówi, niesmak pozostał.











Opis kończy się na roku 2002, jest krótki rozdział poświęcony tematowi „co dalej”, ale to w sumie taki wstęp do kolejnej części, ale o tym za chwilę.

Bardzo krótki rozdział poświęcono pozycjom niewydanym, natomiast perełką polskiego wydania jest rozdział specjalnie przygotowany dla naszej edycji, czyli opis polskich FPSów. I naprawdę, otrzymujemy bardzo fajny tekst, widać, że tutaj akurat korekta nie była potrzeba, a do tego autor przejawia ogromną pasję! Super!



Mimo perfekcyjnej formy wydania i podobno ścisłej kontroli jakości, mój egzemplarz miał dwie przywary: dziwne roztarganie na dwóch kartkach, ładnie w sumie „zaprasowane”, oraz jedna grafika jakby nie miała spadów, pojawił się biały pasek na krawędzi. Oczywiście to pierdoły, bardziej jako ciekawostka, reklamować absolutnie nie mam zamiaru.


A, do zakupu był dodatek, jakaś karta i zakładka. I kod rabatowy na 15 złotych, tyle że do wykorzystania do końca roku. Taaa… Zastrzegam, teraz te bonusy chyba nie są już dokładane do zakupu.
Reasumując: przepiękne wydanie, niezwykle dopracowane od strony technicznej, także sama tematyka, jej opis i układ książki zachwycają. Minusy to forma wydania, pozioma to nie najlepszy pomysł, także wkurza zastosowana czcionka oraz cytaty. Ale tak było też w oryginale, to nie wina polskiego wydania, a i do czcionki i poziomego układu idzie się przyzwyczaić. Ogromnym natomiast minusem naszej edycji jest brak korekty tekstu, na szczęście pod tym względem nie ma tragedii, jednak problem występuje i mam nadzieję, że wydawca jednak zadziała i przyszłe publikacje jednak oprócz dopracowanych technikaliów będą też mieć dopracowane tłumaczenie. A jest na co czekać, bo niniejsza publikacja doczekała się kontynuacji: „
Hurt Me Plenty: The Ultimate Guide to First-Person Shooters 2003–2010”, którą mam nadzieję będzie miał na uwadze Gamebook.
Fotka stopki:

Obfociłem też przykładowe strony z
Księgi CRPG, jak ogarnę, to podrzucę do podejrzenia. Już na szybko widać, że są kwiatki w tłumaczeniu... Coś jednak Gamebook pod tym względem nie radzi...
A co do książek w klimacie, to ostatnio choćby pojawiły się takie cudeńka, i muszę przyznać, każde zapowiada się zjawiskowo. Oj będzie czytane!
