JL to też odgrzewany kotlet (i próba kalkowania Avengersów), ale tu odsyłam do pierwszej zacytowanej przez Ciebie wypowiedzi - film sprawia, że nie myślę o jego wadach, tak było też w tym wypadku. Dodatkowo w JL bardzo mi się podoba
soundtrack. W WW może i zły nie jest, ale to jednak
kolejne popłuczyny po Zimmerze, w których słyszę szereg innych filmów do których ten robił muzykę.
Dodatkowo JL sprawia, że się zastanawiam nad tym co mogło być lepiej, gdyby pozwolono zrealizować Snyderowi swoją wizję. Film się robi przez to ciekawszy - oglądając analizuję poszczególne sceny, porównuję z tym, co było w zwiastunach itd. sytuacja trochę jak z Crow: City of Angels, który także lubię. Bardzo chętnie bym zobaczył "Snyder Cut", może dostaniemy za 20 lat jak wcześniej Donner Cut Supermana II, choć podejrzewam, że może z tym być ciężko...
Z kolei WW to miałkie, odwalone od linijki kino superhero, którego nikt nie wyrwał z rąk twórcy żeby to zepsuć, tylko już w założeniach było takie, jakie jest. To po prostu przeciętniak, za którym nic ciekawego się nie kryje. Oglądając to ziewam i tyle. Bardzo podobna sytuacja jak z "Czarną Panterą".