A co myślicie o serialu
"Lost in Space" z 2018 roku? Trzy sezony wyprodukowane dla Netflixa, z tego co wiem serial został zakończony (tj. nie był 'cancelled'), chociaż z ilości odcinków nie mam pewności czy na trzy sezony został zamyślony, czy twórcy musieli z trzecim sezonem po prostu zakończyć (jest tak: 10 odcinków w pierwszym sezonie, 10 w drugim i 8 w trzecim, zwykle gdy spada liczba zamówionych odcinków serial jest 'odgórnie' 'na wyjściu')...
 |  |
W każdym razie trochę się z tym serialem 'męczę', zacząłem dłuższy czas temu i bilans zalet/wad jest raczej na plus, ale też nie na tyle żebym oczekiwał kolejnego odcinka (co nieco przeczy modelowi binge-watchingu, a z takim zamysłem Netflix wypuszcza seriale przecież...). Po pierwsze to nie miałem wcześniej styczności z (tymi) Robinsonami, serial z 2018 roku zdaje się być nie remakiem a rewizją oryginalnego konceptu (książka z 1812 inspirowana z kolei wcześniejszym Robinsonem Crusoe), który później był modyfikowany pod kolejne media, szczególnie mam tu na myśli sci-fi w komiksie i serialu, oba z lat 60:
Zacząłem więc oglądać nie tylko bez wcześniejszych przeświadczeń, ale też z czystej ciekawości, niewykluczone że sci-fi jest moim ulubionym gatunkiem, a opinie w internecie o serialu były bardzo 'niekonsekwentne'. Chciałbym jakoś zwięźle napisać, żeby nie lać wody, ale chyba się to nie uda...
Widać że serial jest Netflixowy, są tropy jakie Netflix spopularyzował i za jakie jest często krytykowany, co bywa zasadne, ale przy Lost in Space jeszcze nie poczułem żeby np. różnorodność 'rasowa' miała znaczenie dla prowadzenia historii, i tym samym w zasadzie ten aspekt mogę zamknąć

Odcinki są skonstruowane nieco jak dawniej różne epizodyczne seriale, czyli jest cały zarys fabuły sezonu, wątek przewodni jaki z kolejnymi odcinkami posuwa się do przodu, ale każdy odcinek posiada też główny wątek "problemu" z jakim muszą sobie poradzić postaci, i o ile początkowo casting nieco mnie 'denerwował', to dzięki tym epizodycznym historiom otwieranym i zamykanym w pojedynczych odcinkach eksplorowanie poszczególnych postaci jest dosyć zadowalające, na tyle że mimo wstępnej niechęci można zrozumieć/polubić daną postać itp.. Problem mam jednak, jak na razie, z panią czwartą od lewej (na prawym górnym foto), aktorka chyba znana z grania jednowymiarowych 'czarnych charakterów', tutaj jej rola właśnie do takiego czegoś się sprowadza, jej motywacje są dla mnie niezrozumiałe - dlatego że nie widzę logiki w jej działaniach, jest to typowa postać pretekstowa którą widz ma utożsamiać z zagrożeniem i widza frustrować przy okazji (bo co by nie zrobiła, jak nie naraziła siebie i innych itp. to ma specjalny 'parasol' pod którym zawsze się schroni i nic się tej postaci nie stanie - dopóki oczywiście w serialu nie będzie innego czarnego charakteru, który ją zastąpi...). 'Niestety' widziałem to samo niezliczoną ilość razy i po prostu ignoruję tą postać, wybija to z immersji, ale nic nie poradzę, bardzo wymuszona jest jej obecność w odcinkach... Inne postaci też w zasadzie nie są na tyle kompleksowe żeby się nad ich losem zastanawiać, ale myślę że jak na przeciętny serial sci-fi jest całkiem w porządku, dynamika między postaciami też nie kuleje znacząco, mimo że charaktery mają różne itp..
Ogromnym plusem jest scenografia, odnoszę się do plenerów, lokalizacje są wizualnie przyjemne dla oka, przy tym różnorodne i egzotyczne. Co prawda na samym początku nieco mnie to wybijało z ww. immersji, bo 'gubiłem' się w tym gdzie bohaterowie się znajdują, np. dzieciak gdzieś poszedł, szedł x czasu, po czym tą samą drogę pokonywał kto inny szybkim pojazdem i mniej więcej tyle samo czasu zajęła (takie wrażenie), do tego klimat ze śnieżycy zmieniający się w burzę piaskową, żeby przejść do jakiegoś lasu pod lodem w odległości kilkugodzinnej drogi piechotą ww. dzieciaka... Logiki w tym nie było, więc trochę 'przestawienia się' wymagało żeby oglądać z przyjemnością. No i pod tym kątem nieźle, jak scena 'działa' to ogląda się ją właśnie z przyjemnością, są sceny co nie działają, ale jak pisałem - bilans jest na plus. Odniosłem się do plenerów, bo ostatnio, szczególnie produkcje 'covidowe' (kwestie zdrowotne wciąż wymagają od produkcji hollywoodzkich noszenia masek itp.), plenerów 'unikają', a do tego kwestia budżetu - widać że w Lost in Space nie szczędzono na zdjęciach, kiedy 'przełączam' na takie (zakończone już) Arrowverse i widzę jak wszystko dzieje się w jednym czy dwóch pomieszczeniach dla maksymalnego cięcia kosztów... Po prostu miła odmiana

Jako że sci-fi to i efekty wizualne i specjalne, znów - nie mogę się przyczepić, nieodłączną częścią konceptu serialu jest robot, którego wizerunek w serialu z 2018 różni się znacząco od tego wcześniejszego, nie wiem do końca ile z tego robota jest vfx, ale też wklejenie postaci nie jest skomplikowane przy obecnej technologii, a wygląda naprawdę dobrze, prezencja robota jest przekonująca, nie widać sztuczności. W plenery oczywiście 'wciśnięte' różne sztuczki vfx i te również nie rażą sztucznością, na pewno pomaga to, że lokalizacje są dobrane w taki sposób, żeby same w sobie prezentowały coś 'odmiennego'. A dochodząc do sfx to pojazdy fizycznie zbudowane dla potrzeb serialu w pewien sposób też robią wrażenie, tzn. praktyczne efekty w Star Wars, Alien czy Terminator i 40 lat temu robiły wrażenie, ale w 'nowym' serialu Lost in Space, kiedy ogólnie odchodzi się od budowania fizycznych konstrukcji, 'czuć' to odmienne podejście i przynajmniej ja doceniam fizycznie istniejące efekty pracy produkcji. Estetyka serialu kojarzy mi się zresztą z grami Mass Effect, ale sam serial to nie jest 'hard sci-fi', dużo dużo aspektów jest umownych i to mi nie przeszkadza (jw. 'przestawić się' trzeba i można oglądać z przyjemnością

).
Wypisałem takie główne wrażenia odnośnie obcowania z tym serialem, zacząłem od tego że się 'męczę', bo jednak na ileś plusów są też te minusy, jest masa lepszych seriali, ale ten nie jest zły, jest po prostu 'średni'. Kiedyś go skończę to może napiszę wrażenia odnośnie całości, tymczasem jestem ciekaw czy mieliście styczność z Lost in Space (też z franczyzą, serial z lat 60 jest z tego co wiem klasykiem, a cytat "danger, Will Robinson" przewija się w mediach głównego nurtu)?