Pamiętam taką "dyskusję" sprzed miesiąca, gdzie słowa @Grzmichuja odebrałem jako taką hiperbolę żeby prześmiewczo pokazać jak niektóre absurdalne podejścia są np. tu na forum normalnością, a ogólnie wiadomość miała być "triggerem" i faktycznie wszyscy na niego naskoczyli, więc nawet nie pisałem że "złapałem żart". Tyle że po kolejnych wiadomościach wygląda, że to nie był żart, a kontrować już nie było sensu, bo inni napisali w zasadzie wszystko co o tym mógłbym myśleć.
O co chodzi i dlaczego w tym temacie - bo chciałbym się odnieść do wówczas potencjalnie krytykującego podejścia, ale pod kątem innych mediów niż komiksy:
(...)samo jaranie się czy idąc dalej recenzowanie komiksu, który miał premierę dwa lata temu (lub więcej) jest właśnie godne wyśmiania. (...) Gdzie wy byliście kiedy cały internet huczał od HoX/PoX? Mieliście interent? Gdzie byliście jak Hickman dostawał nominację do Eisnera, jak w necie pojawiało się milion artykułów o Moirze. Dlaczego za wszelką cenę chcecie być zaściankiem świata? Dlaczego nie możemy traktować polskich przedruków jak przedruków a nie z czcią nabożną premier. (...) Nie wywyższam się, że oglądam na Netflixie serial w dniu premiery. (...) Czuję się jak w Nowej Zelandii, gdzie Przygody Robinsona Cruzoe trafiły dwa lata po światowej premierze w XVIII wieku i Anglicy śmiali się z nich, że są dwa lata do tyłu za całym światem. W Polsce po dziś dzień to samo, z tym że Polacy uważają to za przywilej a nie zacofanie.
Później w temacie coś o "kompleksach", każdy każdemu zarzucał ich posiadanie itp.. Mnie to z jednej strony śmieszyło, a z drugiej... Wystarczy przedostatnie zdanie odnośnie tego, jak bardziej rozwinięty naród niby śmieje się z tych tzw. zacofanych - nawet teraz, nie przechodząc jeszcze do meritum, ale czytając tą wypowiedź jest mi smutno, smutno że ktoś uważa jakoby "zacofane" kraje były obiektem żartów, tym bardziej na podstawie braku dostępu do kultury czy rozrywki z innych krajów. Jest to tak abstrakcyjne, że chyba nie jest ciężko sobie wyobrazić, że wstępnie zrozumiałem to jako "okrutny żart". Nie mam słów, przechodzę jednak do paradoksalnie ciekawego zagadnienia poruszonego przez @Grzmichuja, czyli "bycie na czasie", zapoznawanie się z "głośnymi" rzeczami na bieżąco, wtedy kiedy cały świat (bo piszemy o popularnej globalnie rozrywce) i podejście do odbioru różnych mediów po czasie "hype'u".
Faktem jest, że w Polsce od kiedy było to możliwe goniliśmy zachód, czy to w dostępie do dóbr czy np. do takich komiksów czy innych mediów. Wychowany w czasach Semica mam dużą tolerancję dla braku "natychmiastowego" dostępu do masy mediów, z jakimi nawet przy dostępie nie sposób się zapoznawać na bieżąco ze względu na ograniczony czas... Dla mnie to nie jest problem, ale powiedzmy że rozumiem krytykę. Przykładem w komiksach co Egmont wydał Batman: Świat - projekt który docelowo miał mieć premierę jednoczesną na całym świecie, czy data premiery/dostępu różniąca się obecnie w przypadku innych komiksów o kilka-kilkanaście miesięcy ma aż tak duże znaczenie? O tym albumie Świat wcale nie zauważyłem żeby było nieporównywalnie "głośniej", czy też aby jakaś szeroka dyskusja była, a jeśli była, to i tak jestem tutaj, nie na forach zagranicznych, więc przykład HoX/PoX do jakiego odnosił się @Grzmichuj nie przemawia do mnie w kontekście wciąż względnie aktualnych komiksów.
Tylko gdzie kończy się ta względna aktualność i w jakich mediach jest bardziej, a w jakich mniej istotna?Bo o serialach właściwie chciałem pisać - przykładami gdzie "aktualność" i zapoznawanie się przy premierze światowej są istotne to np. SNL, gdzie bieżące wydarzenia są wyśmiewane, a oglądanie odcinków po czasie przeczy formule programu. W tym przypadku tak samo jest z dyskusją, która ma sens tylko w obrębie premiery programu. To jednocześnie sprawia też, że nacisk z jakości produkcji, czy też aspektów które w sposób "obiektywny" można ocenić jako "dobre"/"złe" chyli się ku "aktualności", czyli twórcy wiedzą że program musi zarobić tu i teraz (nie na streamingach, blurayach itp.) stąd wartością tego programu nie jest wymierna jakość, a to że obejmuje tematy świeże i tym trafia do widzów. Za to samo chwalony jest South Park, czyli serial animowany, którego produkcja to wg twórców "7 dni od rozpoczęcia pisania do wyemitowania odcinka" (i faktycznie nieraz to widać). Tutaj jednak lepiej niż z SNL, bo wiele odcinków aktualne wydarzenia tylko wplata w narrację, a same odcinki traktują o innych rzeczach, czyli mogą być tak samo oglądane po latach od premiery i dawać widzom przyjemność. Bo o przyjemność z oglądania (czy czytania komiksów itp.) chodzi, a jak tą przyjemność zwiększamy - czy żarty nas śmieszą, czy fabuła stawia pytania, które chcemy zagłębić, czy w przypadku @Grzmichuja (i z pewnością nie tylko jego) możliwość rozmowy z innymi o produkcji będącej "na czasie", bo "wszyscy" oglądają to i "każdy" ma jakieś zdanie (co prawda nie rozumiem dlaczego zależy mu na tym, aby Polak "oglądał" w tym samym czasie co taki Amerykanin, skoro tutaj też może dyskutować, tyle że po polskiej premierze, no ale to tylko jeden z aspektów jakie chciałem poruszyć...).
Problem jest taki, że masa mediów w ogóle nie znalazła, nie znajduje i nie znajdzie polskiej dystrybucji, wszystko opiera się na tym, aby te media sprzedać, plus moce przerobowe dystrybutorów i nas (czyli konsumpcji) są ograniczone, więc selekcja ze świata będzie zawsze (już nawet przez samo spłycenie do konieczności tłumaczenia z kilkudziesięciu "głównych" języków w jakich media powstają). Przy tym ja selekcji nie widzę jako złą rzecz, co prawda sporo mało wartościowych rzeczy jest u nas dystrybuowane dla dobrego zarobku, ale nie brak też w żadnych mediach selekcji stawiającej na tytuły wartościowe, z mojej strony jest wręcz coś w rodzaju "zaufania" do wydawców (książki/komiksy) czy dystrybutorów (wiadomo - nie wszystkich), bo oprócz blockbusterów prezentują w Polsce też inne wartościowe tytuły.
I filmy są właściwie ciekawym przykładem, bo niezliczona ilość filmów docenionych na świecie ma u nas premierę dopiero w roku następnym, kiedy już wygra te x oscarów czy złotych palm. Tyle że to nie tylko u nas, w zasadzie jakakolwiek dystrybucja zagraniczna tj. poza granice kraju powstawania danej rzeczy nie jest natychmiastowa (a jak wyżej pisałem - często w ogóle jej nie ma, spójrzcie np. na polskie komiksy i czy np. Włoch czuje się źle, że nie może ich przeczytać, a jeśli coś z naszego kraju już będzie u nich wydane, to i tak x lat po premierze w Polsce - to tylko luźny przykład, @Grzmichuj odnosił się do wiodącej kultury amerykańskiej, ale przecież każdy kraj ma swoją, a w dodatku nie każdy ceni tą amerykańską, ale odchodzę od tematu...), kto więc ocenia jaki kraj jest "zaściankiem", a co ważniejsze - komu przeszkadza że np. polska premiera oscarowego filmu Roma odbyła się pół roku po światowej (to tylko przykład, jeden z całej masy innych)?
Innym problemem, związanym z dystrybucją i tłumaczeniem jest sama dostępność, ale rozumiana inaczej, bo teraz "globalizacja" i "trzeba" dyskutować o czymś nowym od razu po premierze, ale poza garstką (relatywnie) mediów wszystko do nas trafia znaczny czas po premierze, czy to tygodnie, miesiące, lata... Ktoś powie, że Netflix czy inne streamingi zapewniają jednoczesny dostęp do premier na całym świecie, i ten ktoś nie może się bardziej mylić! Trzeba być zresztą bardzo ograniczonym w wyborze mediów aby widzieć tylko takie przykłady, które fakt - są, ale jest ich relatywnie mało (względem całego katalogu mediów, czy nawet katalogu takiego Netflixa). Przykładem np. czwarty sezon duńskiego Borgen - premiera w lutym, na Netflixie od czerwca i to jako niby nowy serial... Islandzki Trapped sezon 3 - premiera na Netflixie prawie rok po premierze w kraju pochodzenia, do tego serial przeedytowany jak np. nieporównywalnie "głośniejszy" La Casa De Papel i Netflixowe pierwsze dwa sezony. Czy rozmawiając na świecie (w tym w Polsce) o tych serialach dopiero po tej późniejszej premierze Netflixowej jesteśmy zacofani? Gdyby to kogoś obchodziło i gdyby trzymać się tego cytowanego na początku rozumowania - tak, w przypadku tych tytułów cały świat jest "zacofany"...
Kolejny aspekt to legalność - z komiksami amerykańskimi jest łatwiej, bo są te platformy Comixology czy cośtam innego (chociaż też coś było, że nie ma premier tam wraz z premierami na papierze, żeby nie odbierać klientów wydań papierowych, nie wiem czy to ma faktycznie miejsce?), więc "tylko" kwestia znajomości języka (i ew. jakiś vpn w przypadku gdy platforma nie została udostępniona w Polsce, ale powiedzmy że to łapie się we względną legalność). Ale z komiksami z innych krajów, czy dalej z filmami lub serialami spoza streamingów czy też oferty jaka jest dostępna w Polsce - nieistniejąca jest możliwość zapoznania się w sposób legalny gdy dystrybucji nie ma. Z tego nie mam wniosków, stwierdzam tylko fakt, a dla tych argumentów o "zacofaniu" zdecydowanie ma on znaczenie.
No i kończąc tą wiadomość (która pewnie będzie traktowana jako elaborat, a nie coś do dyskusji) - dzisiaj zauważyłem wczorajszy
post film.org.pl na facebooku:
Dziś w Polsce debiutuje serialowy WYWIAD Z WAMPIREM(...)
Wiedząc że sezon tego serialu właśnie zakończył się na AMC (czyli w Stanach) przypomniałem sobie tą "dyskusję" sprzed miesiąca do jakiej się w tej wiadomości odnoszę. Z racji że to tylko jeden z niezliczonej ilości przykładów, gdzie "dziś w Polsce debiutuje..." coś co premierę na świecie miało x czasu temu
- kto, na jakiej podstawie i dlaczego miałby się czuć źle z powodu tego "zacofania" (które jest obecne naturalnie i w każdym kraju)? To pytanie retoryczne, ale może dla samej dyskusji - pamiętacie na pewno z dzieciństwa jak pojawiały się w telewizji zagraniczne produkcje i ile czasu to było po premierze światowej, teraz te przerwy są znacznie mniejsze (o ile coś w ogóle do nas dociera), a i tak znajdują się osoby mówiące o "zacofaniu", czy w tym faktycznie coś jest, tj.
czy odczuwacie te "opóźnienia", że nie jesteście "na czasie" itp.? Mnie jest ciężko się odnieść od tak, bo jak zaznaczyłem - duża tolerancja i ogólnie brak potrzeby do bycia "w temacie" - jak "wszyscy" oglądali Grę o Tron to ja zachwycałem się np. Seinfeldem (sitcomem z lat 90, który na świecie ma potężną markę, a w Polsce mało kto słyszał...)

PS.
piszecie o The Bear - już kilkakrotnie widziałem ten tytuł wśród interesujących mnie produkcji, jednak raczej unikam angażowania się w nowe seriale bez większego "feedbacku" na którym mógłbym oprzeć opinię "czy warto"... Mogę więc spytać czy pewne porównanie tego serialu do filmów braci Safdie (np. Uncut Gems) się faktycznie aplikuje do The Bear? Spotkałem się z takim zdaniem, ale we fragmentach The Bear tego nie widzę, z kolei czytam że "dużo się dzieje", tyle że trafiłem już na niejedną "kaszankę" gdzie dużo się dzieje, a do niczego to nie zmierzało, jakie więc aspekty sprawiają że ten serial "działa"?
Dodam, że ogólnie do FX mam duże "zaufanie" i seriale których opis do mnie trafia okazują się trafiać w moje gusta, w ofercie mają też dużo tytułów jakimi zainteresowany nie jestem (głównie chodzi o tematykę, bo wykonanie produkcji FX uważam że jest mocno niedoceniane, bo w wielu przypadkach w niczym nie ustępuje takiemu HBO). Z The Bear nie zdecydowałem - Shameless bardzo powoli mi idzie i zdecydowanie nie jestem na etapie że tego aktora "lubię" (a zdaje się, że to by pomogło w wejściu w serial).
PS2. Na poprzedniej stronie o
Snowfall - kiedyś chcę sprawdzić, a że to też FX to na pewno mi przypasuje

Kiedyś temat seriali FX poruszyłem i wnioski takie, że po prostu nie ma ta stacja dojścia do Polski i stąd wiele produkcji pozostaje nieznanych, pomimo tego że prezentują poziom bywa że najwyższy z tych telewizyjnych. Wiem że np. Amazon(?) dystrybuuje What We Do in the Shadows i to jest jakoś rozpoznawalne, Fargo chyba też gdzieś w polskich streamingach jest, ale inne jak Archer, It's Always Sunny czy świetne The Shield i Justified, czyli w zasadzie gdzieś okolice czołówki w swoich gatunkach pozostają u nas poza sferą rozpoznawalności (przynajmniej takie mam wrażenie).