Nie planowałem nawet iść do kina na Thunderbolts, poszedłem na to spontanicznie a to jeden z bardziej kompetentnych filmów MCU od lat. To, ze mi się w ogóle chciało to też już dobrze świadczy o filmie nawet po samych zwiastunach, bo takie Marvels czy Capa 4 kompletnie olałem.
Prawdę powiedziawszy film jest dużo bardziej kompetentny od ostatniego Spider-mana, Strange'2 czy nawet Deadpool and Wolverine, który z całej tej trójki chyba przypadł mi najbardziej do gustu. Nie znaczy to, że tamte filmy był złe, ale to były obrazy przesadnie oparte na fanserwisie i to takim, którego mogą nawet nie zrozumieć ludzie wkręceni bardzo w mcu ale nie znającym produkcji na kanwie Marvela spoza Marvel Studios. Też mam taki problem z tamtymi obrazami, że w większości sprowadzają koncept multiwersum do jechania na nostalgii, zamiast po prosut pokazywać ciekawe wariacje postaci, w 90% polega to na wrzucaniu w MCU postaci z filmów na kanwie Marvela spoza MCU

Thudnerbolts ma na to wszystko wywalone i to film bliższy GOTG vol 3, po prostu spójny zamknięty bardziej w swoim "jądrze" obraz, gdzie oczywiście więcej się zrozumie po obejrzeniu "Falcon and Winter Soldier" czy "Black Widow", ale to wciąż parę leveli wyżej niż odwoływanie się do filmów sprzed 20 lat zupełnie innych studiów.
Dobrze zagrało tematycznie zebranie grupy ex- złoczyńców i antybohaterów na zasadzie "Suicide squad" Gunna. Szkoda, że nie pokusili się na Rkę szczególnie po ostatnim Deadpoolu, ale mimo wszystko film nie sprawia przez to wrażenia wybrakowanego.
W końcu to film MCU, który jak za starych lat jest zbudowanych na relacjach między postaciami a nie cgi feście jak Ant-man 3, czy obrzygiwaniu postaci i materiału źródłowego jak Thor 4. Aktorsko jest przyzwoicie, gdzie na szczególne dobrze wypada postać Jeleny i Boba. Ja się cieszę, ze MCU w końcu wprowadziło Sentry'ego, to jedna z fajniejszych postaci z komiksów, mówienie, że to kopia Supermana jest dość niesprawiedliwe i spłaszczające tą postać. Gość ma się do Esa tak jak Moon knight do Batmana, niby wyraźne podobieństwo, ale w detalach to kompletnie co innego. Film to ciągle lekki typowy obraz Marvela, ale nie przeszkadza mu to przemycać poważniejsze zagadnienia jak zmaganie się z depresją, brakiem celu czy traumami. Trzeba oczywiście podejść do tego ostrożnie, bo to nie jest kaliber jakiegoś ciężko filmu psychologicznego ze studia A24, ale jak na kino "tylko" komiksowe fajnie, że takie wątki się pojawiają i ja to doceniam.
Sceny akcji są solidne. Najważniejsze, ze sceny walk są przejrzyste, choreografia to nie chaos, widzimy kto wyprowadza cios, kto się broni. To na plus. Dostajemy odrobinę polityki jak w starych dobrych "Winter Solider" i "Civil War".
Mam dobre przeczucia, ze fantastyczna czwórka też pójdzie w dobrą stronę, więc może MCU chociaż na chwilę przełamie się z paroletniej sinusoidy gdzie na jeden przyzwoity film, kolejny to totalny chłam.
Bo nie jest stworzony dla modern audience, czyli nie obfituje w głupkowate żarty rozładowujące napięcie. Według mnie to właśnie kładzie Thunderbolts na dnie. Fabuły w tym prawie wcale, ale "beka jest na całego". Red Guardian jako radziecki idiota i błazen, Bucky co robi sobie jaja ze swojej łapy, depresyjna Yelena do tego stopnia, że to aż głupie i śmieszne, Bob jako ćpun, co nie ogarnia co się dzieje... Zestaw jak z tic toka. Młodym się podoba, zaraz będą krzyczeć, że Marvel wrócił na szczyt. Starsi prowizoryjczycy też się będą dobrze bawić, doszukując się tu jakiejś świeżości (
). Dla mnie niestety, kolejny odcinek Marvela, który jest jeszcze gorszy niż poprzedni.
Co Ty tu nagle o Victorii Hand? Postać co się pojawiła na chwilę w niekanonicznym serialu, nie rozumiem po co ją przytaczać? Podobał Ci się humor...
Film jako motyw przewodni ma depresję, brak celowości a ty piszesz, ze to glupkowaty Marvelek... Czepiasz się dla czepiania i doszukiwania rzeczy, których w tym filmie nie ma. Żarty ograniczają się do Red Guardiana, z Bucykym śmieszna miała być tylko scena z wyciąganiem sztucznej łapy ze zmywarki. Bob jest taki jak w komiksach. Cap America 4 już na papierze leży, bo Mackie to bardzo zły aktor na rolę główną. Przezroczysty w Marvelu, przezroczysty w Altered Carbon. Kompletnie nie ta liga co Pugh czy Stan.