Ale się użalacie nad "Captain Marvel", jakbyście moi drodzy własnego zdania o tym filmie nie mieli; w ten sposób zamiast łączyć się ze sobą, jako zbiorowisko ludzi oddanych filmom MCU, którzy rozmawiają o nich, nie patrząc się na bezsensowne porównania kulturowe, społeczne, a nie daj Boże polityczne, tylko wymieniając opinie i zdania jak prawdziwi geecy i nerdzi, fani rozpadają się na dziwne frakcje i sami przyczyniają się do psucia wizerunku tego filmu. Szkaradna, kloaczna parodia.
A co ja o "Captain Marvel" sądzę?
Kiedy pytają mnie, jaki jest najlepszy solowy film o superbohaterze, jaki powstał do tej pory, pędzę niestrudzony, aby odpowiedzieć: nie żadne bardzo dobre, ale ,,zbyt patosowe" i ,,zbyt piękne" fizycznie i emocjonalnie "Wonder Woman", tylko "Captain Marvel". Tak, jak mawiał Peja, tylko z lekko zmienioną wersją powiem ,,na pohybel tym hejterom", i bez wahania stwierdzam, że po dwóch projekcjach filmu: pierwsza w formacie IMAX 3D z napisami, wczoraj, natomiast druga w formacie 4DX z dubbingiem, dzisiaj, "Captain Marvel" to naprawdę abstrakcyjnie dobry, zrealizowany z gigantycznym jajem, świetnie pomyślany twór kinowy MCU, którego wzbogacały dostosowane do tego co film opowiadał, wymykające się jakkolwiek pojmowalnej percepcji wyłonieniu mocy Carol Danvers, efekty specjalne.
Nie dość, że jestem niebotycznie usatysfakcjonowany, i jako fan poruszony tym, co w 21 obrazie Kinowym MCU ujrzałem, to śmiem twierdzić, że w Captain Marvel dostaliśmy umiejętnie rozpisany film, w którym nawet znalazł się filuterny, ot specyficzny humor, gdzie kot, którego się obawiano: Goose, zrobił gigantyczną furorę, większą niż Porg w "Ostatnim Jedi" - Epizodzie VIII Star Wars. Niczego w filmie przedstawiającym historię kogoś, kto mimo posiadania mocy musi odnaleźć się w tym całym miszmaszu jako superbohater, tworzoną przez lekko szarpany, budujący napięcie sposób, mi nie brakowało; ba, niczego nie brakowało postaci Carol Danvers. Bohaterka potrafiła być miła, kochająca, sympatyczna, zimna, wybredna i marudna; to w jaki sposób używała swych fotonowo-plazmidowych mocy - bo brak mi słów i dosłownie, i w przenośni, aby to zjawisko ekstrakcji jej gigantycznej potęgi opisać i nazwać - bardzo dobrze o niej świadczyło, i o twórcach filmu również: efekty specjalne dość dobrze opowiadały film, lecz nie były ponad to, jakby nie tylko one się liczyły...
Hiper-ekstazę po "Captain Marvel" będę odczuwał jeszcze bardzo długo. Skrullowie zdefiniowani i dostosowani do filmu na nowo! O "Secret Invasion" możecie co najwyżej pomarzyć... A może to i dobrze?
Wielu istotnych momentów, ogólnego udziału i rozpisu postaci w 21 dziele kinowym MCU się nie spodziewałem, dlatego produkcji postawię najwyższą notę, 10/10. Ten kto oglądał wie, że hołd dla Stana Lee, w taki sposób jak tu uwydatniony, to coś pięknego!