Mimo że "Captain Marvel" jest filmem, który w niespodziewany sposób - jeśli patrzeć przez pryzmat jego całości - wprowadza nam dość potężną i mającą swój dość dosadny ,,charakter, bohaterkę, i mimo że, w ogólnej ocenie, przynajmniej dla mnie, zyskuje on bardzo wysoką notę, to jest jednak coś, do czego mógłbym się w tej produkcji po prostu przyczepić. Konsekwentnym rozwiązaniem, które twórcy tego obrazu MCU wprowadzili pod koniec jego czasu trwania, na pewno nie jest krótka prosta scena, podczas której Nick Fury, siedząc przy swoim biurku, niczym rasowy detektyw rodem z filmów sensacyjnych z lat 90-tych, przygotowuje na komputerze pewien projekt z ramienia S.H.I.E.L.D. i innych organizacji, zwany "The Protector Initiative". Jednakże Nick, patrząc się na fotografię spoczywającą w ramce na swoim biurku,
na której sylwetka Carol Danvers z ciepłym uśmiechem na twarzy, wybija się na tle jej myśliwca z dość charakterystycznym napisem na kadłubie: Capt. Carol ,,Avengers" Danvers
, postanawia poddać się duchowi inspiracji, jakim była dla niego, jako pierwszy heros w ogóle, którego spotkał, Captain Marvel, i nazwać drużynę superbohaterów, którą na pewno chciałby stworzyć jeśli będzie ku temu okazja. Czy tak specyficzny ruch z postacią Captain Marvel był w filmie potrzebny? I tak, i nie. Po prostu, z decyzji Fury'ego wobec takiego, a nie innego nazwania projektu, który zapewne będzie jego oczkiem w głowie przez najbliższe lata, nie można być w pełni usatysfakcjonowanym. Wczoraj, ten 21 z cyklu działalności MCU film, obejrzałem po raz trzeci. Można było poczuć się dość odrębnie, zważywszy na fakt, że odtąd, teoretycznie, pierwszym Avengerem jest Captain Marvel, a nie a Captain America.