Niedocenionych filmów jest sporo. Podzieliłbym je na dwie kategorie: z dalekiej przeszłości (sprzed moich narodzin oraz sprzed mojego zainteresowania kinem) i z niedawnej przeszłości (oglądane krótko po premierze).
Z pierwszej kategorii:
1. Bez ostrzeżenia (1994) – trzy asteroidy spadają na Ziemię w wydaje się przypadkowych miejscach. Niedługo później okazuje się, że wszystkie spadły na tej samej szerokości geograficznej. Parę godzin później w dziennikach telewizyjnych donoszą, że znaleziono zaginioną przed rokiem dziewczynkę, która powtarza wciąż i wciąż tę samą frazę ("147 member states"). Film zrobiony w całości jako wiadomości telewizyjne na żywo. Na zagranicznym forum ktoś pisał, że swego czasu film przeraził jego babcię nie na żarty, bo staruszka nie połapała się, że ogląda zaaranżowaną rzecz. Autentyzmu dodawał fakt, że w roli dziennikarza zatrudniono Sandera Vanocura (prawdziwego dziennikarza).
Kapitalne kino, które ogląda się z gęsią skórką. I zdecydowanie top 5 finałów.
Z filmów udających wiadomości na żywo są jeszcze "Special Bulletin" (1983) o rosnącym zagrożeniu atomowym i "Countdown to Looking Glass" (1984) o eskalacji zimnej wojny, która grozi wybuchem wojny jądrowej. Niestety, tych dwóch nie widziałem.
2. Cudowna mila (1988) – środek nocy w większym mieście. Dzwoni budka telefoniczna. Przechodzień odbiera i słyszy przestraszony głos, który przekonuje go, że za 50 minut w jego miasto uderzą pociski jądrowe (facet myślał, że dodzwonił się do domu swego ojca). Dziwny film o onirycznym klimacie, który do samego końca pozostawia w niepewności, czy uwierzyć w telefon czy nie. Tutaj wspomniana scena, można oglądać, bo to początek filmu:
3. Po godzinach (1985) – film M. Scorsese'a, który akurat często ląduje w zestawieniach najbardziej niedocenianych filmów lat 80. Bardzo podobny do "Cudownej mili", ciężko do samego końca złapać, na ile jest to opowieść zmyślona, wyśniona, a na ile prawdziwa. Pracujący w korporacji gość poznaje w barze dziewczynę i postanawia późnym wieczorem udać się pod adres, który mu zostawiła na karteczce (Soho na Manhattanie). Przedziwnym i z każdą chwilą dziwniejszym zbiegiem okoliczności po dotarciu na miejsce gość nie może się z owej dzielnicy wydostać. Na zakończenie klamra fabularna.
4. Projekt Forbina (1970) – Amerykanie ogłaszają światu, że zbudowali superkomputer Colossus, który będzie ostrzegał przez niebezpieczeństwem ze strony ZSRR. Maszyna podłączona jest do arsenału nuklearnego, systemu satelit itd. Niedługo po włączeniu Colossus zaczyna wyświetlać enigmatyczny komunikat: "Istnieje drugi system, istnieje drugi system". Okazuje się, że Ruscy dzięki rozwiniętej siatce szpiegowskiej znali plany Amerykanów, wykradli je i zbudowali podobną maszynę u siebie, a uruchomili ją parę minut po Amerykanach. Maszyny nawiązują kontakt. W bunkrach trwa wideokonferencja między Sowietami a Amerykanami, co robić. Inżynierowie przekonują, żeby komputerów na razie nie wyłączać. Maszyny szybko wymieniają informacje, tworzą nowy język do porozumiewania się, przy okazji rozwiązują parę problemów matematycznych. I zaczynają stawiać żądania. Po przerwaniu połączeniu przez ludzi Colossus odpala rakietę w stronę radzieckiego miasta (chyba Donieck), maszyna radziecka atakuje miasto w Teksasie. Colossus obiecuje zdjąć rakietę, ale wymaga wznowienia połączenia.
A potem jest już tylko gorzej. W jednej ze scen dwójka inżynierów próbuje przechytrzyć supermaszynę (która z każdą chwilą jest coraz mądrzejsza). Gdy spisek się nie udaje, pada rozkaz Colossusa: zabić tę dwójkę, a zwłoki wystawić na tydzień w miejscu publicznym. Najlepszy film o starciu sztucznej inteligencji z człowiekiem. Poza "Matriksem" rzecz jasna.
O innych filmach z pierwszej kategorii może innym razem, bo palce się męczą od stukania w klawisze.
Z filmów z drugiej grupy wymieniłbym film czysto rozrywkowy. Nic wielkiego, ale takie filmy zazwyczaj są dość dochodowe, a ten okazał się klapą finansową. "Van Helsing" (2004), czyli blockbusterowy miszmasz z gatunku monster movie. Nie ma startu do filmów, które opisałem wyżej, ale ja oglądam też sporo głupotek i jako głupolkowi bardzo mi się podobają. No i gra tam Kate Beckinsale, moja miłość. Kupiłem już nawet pierścionek zaręczynowy.