Filmy DCEU powinny iść dwoma nurtami - jeden to głębia i sztuka wysoka, jak u Goyera, Snydera, Ayera; a drugi to właśnie rozwałka typu Birds od Prey. BoP stoi o klasę wyżej od KAŻDEGO filmu Marvela.
Podział filmów DCEU:
1. sztuka wysoka, głębia, wgląd w duszę człowieka, psychologia, filozofia, religia, polityka
- Man of Steel
- Batman v Superman
- Zack's Snyder JL
- David Ayer's SS
W pamięci ledwo mi się rysuje BvS (pamiętam Batmana z palumboizmem i jego naciągane motywacje, żeby klepać Supermana, irytującego Lexa, słabo wyglądającego Doomsdaya i ogólnie średni film akcji). Pomyślałem - może coś źle pamiętam, bo te rzeczy wymienione pod jedynką to raczej "Joker", a nie BvS. No ale dziś obejrzałem SS, czyli film mający niby aspirować do tej jedyneczki. I co tu mamy? (spojlery) Znowu zwykły film rozrywkowy (i niestety raczej na tróję), który ratuje tylko Harley, dobra gra Smitha i postać Diablo. Najgorsze w tym filmie jest to, co powinno być jego atutem, czyli powstawanie grupy - tworzy się ni stąd, ni zowąd - pyk i jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki grupa psychopatów staje się rodzinką (jak to się robi - patrz "Strażnicy Galaktyki"). Za dużo jest postaci (np. głupawy Bumerang), a za przedstawienie Killer Croca należy się osobna nagroda specjalna w Złotych Malinach - wygląd wkurzonego Shreka, czyli zbyt niski gość z wodogłowiem, jakieś ryki lwa i ogólnie spapranie osoby Waylona (w filmie przedstawiony po prostu jako brzydko wyglądający rąbnięty typ). Na jego tle nawet głupawy Joker nie wygląda aż tak źle. Dochodzą do tego za mocni przeciwnicy, którzy jednak bawią się z leszczami z SS i giną. Plus seria głupot, z których utkwiły mi w pamięci:
- Batman pływający pod wodą w pelerynie i nokautujący tamże Harley;
- śmigłowiec z SS zestrzelony przez nie wiadomo kogo;
- potworki (o głupkowatym wyglądzie), nieginące, kiedy biegły w stronę SS (od strzałów), ale już ginące z bliska (no tak, może wcześniej nikt nie trafił w głowę);
- i hit: listy do Deadshota od córki noszone przez cały czas przez Ricka Flagga.
Rozumiem, że Marvel może się komuś nie podobać, ale wywyższanie takich średniawek jak SS do filmów mających aspirować do obrazów poruszających (w odpowiedni sposób) takie aspekty jak "sztuka wysoka, głębia, wgląd w duszę człowieka, psychologia, filozofia, religia, polityka" to jest całkowite nieporozumienie.
Snyder (wiem, że SS to nie on) miał swoją ciekawą wizję w MoS i z chęcią bym zobaczył, jak to rozwiązuje, ale po średniaku BvS i braku zysków raczej nie kręcił swojej JL, bo nie wierzę, że trochę dokrętek mogło zmienić arcydzieło w taką JL, jaką dostaliśmy. No chyba że za arcydzieła uważa się BvS czy SS, to ja przepraszam. Sam Snyder pewnie jest spoko gościem, ale BvS było, jakie było (może on tam ugrał maksa, ale miał lipny scenariusz; w końcu przy Strażnikach i 300 bardzo dobrze oddał materiał wyjściowy).