Bo jednak Slaine to w sporej części bełkot. Dla mnie ratuje go sama postać Slaine'a, niewybredny humor, otoczka potworno-fantyastyczna i warstwa graficzna. Historie i scenariusze w poszczególnych tomach są tylko pretekstem - nawrzucał tam Mills tych swoich odkryć u korzeni, ale to taki gulasz, migawki, teledysk.