Kurczę, padły tu bardzo ciekawe pytania, które czasem sobie zadaję, zastanawiając się, dlaczego przewalam tyle kasy na kolejne komiksy
Ale mam wrażenie, że w dyskusji nie wybrzmiał pewien aspekt. Rozgraniczanie na grafikę i scenariusz wydaje mi się takim utopijnym destylowaniem jednego od drugiego. Według mnie komiks działa jako symbioza, a jego pozorną prostotę odbieram jako największą siłę, bo unikalną dla tego medium. Unikalną, ponieważ rysunek charakteryzuje się większą niepowtarzalnością niż zdjęcia w filmie (choćby przez to, że rysownik sam stwarza świat). Pełnię znaczenia interpretacyjnego komiksu wydobyć można dopiero, kiedy równoznacznie zinterpretuje się scenariusz i grafikę, tzn. w odniesieniu do siebie. I to moim zdaniem stanowi ową siłę; komiks jest sztuką bardziej selektywną niż film. W dobrym komiksie ten prymitywizm zawarty w jego formie jest przezwyciężony, dzieje się to dzięki spójności grafiki i tekstu przy odpowiedniej selekcji treści czy zdarzeń (oczywiście każda sztuka jest selektywna, ale komiks szczególnie). Mnie zachwyca to, jak w tak pozornie prostym medium, wykorzystującym, zdawałoby się, proste chwyty, można tworzyć tak skomplikowane opowieści.
A komiks może być według mnie tak dobry właśnie dzięki integracji jego elementów. Dla niektórych Sabrina Drnaso jest brzydko narysowana, ale tam wszystko jest idealnie rozplanowane, geniusz tych rysunków dostrzegłem, gdy zobaczyłem, jak idealnie oddają one świat bohaterów. W Sabrinie ciągi pozbawionych tekstu ilustracji budują skomplikowany portret zdruzgotanej sfery emocjonalnej bohaterów. Ale patrząc inaczej, te rysunki faktycznie nie porywają, twarze są podobne, mnóstwo dziwnych pustych kadry, no słabo ogólnie. Zyskują dopiero w odniesieniu do treści. Trochę jak filmy Michaela Hanekego (podczas lektury miałem cały czas to skojarzenie w głowie), estetycznie surowe, ale perfekcyjne w realizacji i zmiatające emocjonalnie z ziemi. Może jeszcze jeden przykład: komiksy Chrisa Ware'a. Tam te uproszczone rysuneczki, jakby wzięte z samolotowych grafik, informujących, co robić tuż przed roztrzaskaniem się, wzmacniają wydźwięk emocjonalny treści
A co do terminu powieść graficzna, to z jednej strony odbieram jej jako trochę uwłaczające, mnie się kojarzy z nazywaniem filmu we wczesnej fazie jego rozwoju ruchomymi obrazami. To jakby próba nadania statusu sztuki przez odwołanie do innej sztuki, która siłą rzeczy staje się dominującą względem drugiej. A z drugiej strony komiks tym właśnie jest: tworzeniem powieści za pomocą grafik. Więc jeśli ten termin ma wyleczyć alergię niektórych osób na słowo komiks, to jak dla mnie wszystko spoko