Wczoraj zapoznałem się z Fear Agent.
Plusem jest to, że komiks przykuł mnie na 3 godziny i nie robiłem żadnych przerw podczas lektury. Uczciwie trzeba przyznać, że ma się ochotę ze strony na stronę dowiedzieć, co będzie dalej.
Jednocześnie całość oceniam dosyć letnio. Akcja gna na łeb na szyję, nudy nie ma, zmieniają się lokacje, ciągła napitalanka, bohater radzi sobie sam, albo w ostatniej chwili ratują go czynniki zewnętrzne. Wjeżdża z buta albo nadrabia determinacją. Crossgatunkowa nawalanka z obcymi i trochę przekomarzania sie w obrębie własnego gatunku.
Mimo cliffhangera na koniec, nie czuję jakoś wielkiego oczekiwania na ciąg dalszy - może to dlatego, że wiem, że styl opowieści jest właśnie taki, że cokolwiek sie wydarzy, bohater i tak nastawi sytuację z buta, ze łba, granatem, albo przy pomocy jakiegoś gadżeta.
Nie jestem pewien, czy będę kontynuował, bo to niekoniecznie ten styl SF, jakiego teraz poszukuję.