Przeczytałem pierwszy tom zbiorczy serii Król Niedźwiedź i uczucia mam mieszane, bo "jestem za, a nawet przeciw".
Co się podoba:
- rysunki - Cassegrain to znakomity plastyk,
- rozmach i różnorodność świata - autorom nie zbywało na wyobraźni i choć lokacje są wyraźnie inspirowane to wizja jest spójna i atrakcyjna.
Co się nie całkiem podoba:
- użyta paleta barw - cały komiks jest szarobury, plansze są głównie sine, sepiowe, zgniłożółte conajwyżej, a pokazany świat aż prosi się o jaskrawe kolory - może autorzy chcieli wyłamać się ze schematu (Blacksad, komiksy Willema, czy przygodówki w rodzaju Indyjskiej Włóczęgi), ale nie jestem pewien, czy fabuła, choć z biegiem wydarzeń coraz mroczniejsza, wymagała takich zabiegów;
- antropomorfizacja - nie jestem jej szczególnym fanem, ale Blacksada w tym wymiarze uważam za twór genialny - tutaj niektóre postaci wydają mi się komiczne, zwłaszcza że zabieg prezentowany tutaj nie jest głęboki, w zasadzie to zwierzęta chodzące pionowo i częściowo ubrane, co często gryzie się z ich funkcją w świecie przedstawionym (chyba że za wzorzec postawiono bohaterów Kung Fu Panda, wtedy ok).
Co się nie podoba:
- rytm scenariusza - historia zawarta w dwóch zaprezentowanych nam tomach powinna być rozrysowana na dwukrotnie większej liczbie plansz: niektóre sceny wydają się urwane, czasem wstęp do jakiegoś wydarzenia trwa dużo dłużej niż samo wydarzenie, ogólnie całość bardziej przypomina filmowego trailera, niż opowieść prowadzoną z rozmachem (a wielość wydarzeń i miejsc na taki charakter opowieści wskazuje);
- wizerunek kobiecych postaci - którego fundamentem jest narysowanie biustu (patrz: okładka). I starczy.
Tak zatem, stoję okrakiem - sprzedawać, czy czekać na ciąg dalszy. Niby fabuła się rozwija, niby na koniec pierwszego zbiorku zostajemy z jakąś tam tajemnicą, ale czy warto czekać, kiedy widzę tyle sygnałów, że scenarzyści nie są mistrzami pióra?