Sztandar Czarnej Gwiazdy - kolejny bardzo solidny, zaslugujacy na uwage tytul od Mandioci. Komiks opowiada fikcyjna historia dziajaca sie na przestrzeni dwoch linii czasowych. Jedna z nich, ta dominujaca, skupia sie na okresie drugiej wojny swiatowej, druga dzieje sie w przeszlosci podczas walk o niepodleglosc jaka amerykanie toczyli z anglikami. Wydarzenia majace miejsce w jednej sa motorem napedowym dla drugiej. Historia jest troche w stylu Dzial Navarony czy Parszywej Dwunastki - 3 czarnych zolnierzy pragnie udowodnic swoja wartosc i wyrusza na tyly wroga z misja specjalna. Ich zadaniem jest odnalezienia pierwszej oficjalnej panstwowej flagi. Pomimo dosc powolnego, nieco przegadanego poczatku, wraz z przybyciem bohaterow na front, akcja dostaje soczystego kopa i nabiera szalenczego tempa. Trup sciele sie gesto, nie brakuje spektakularnych, brutalnych scen bitewnych, poscigow i innych elementow charakterystycznych dla tego typu opowiesci. Happy endu niestety brak. Zamiast tego lektura konczy sie lisciem w twarz, nieco naciaganym, ale jednak. Komiks ma takze drugie dno, ktorym jest systemowy rasizm. Wyszlo to troche topornie, bo autorom nie udalo sie uniknac stereotypwej polaryzcji - wszyscy biali to mendy, czarni totalnie na odwrot - nieskalani romantyczni bohaterowie. Nie mniej jednak tym co sie zdecydowanie udalo, jest zmuszenie czytelnika do refleksji nad losem jaki jankesi zgotowali swoim czarnym braciom. Wszyscy doskonale wiemy jak bylo i na czym Ameryka zbudowala swa potege. Rysunkowo - petarda. Nie jest to typowy tytul od Mandioci, bo tym razem jest super realistycznie i bardzo, ale to bardzo filmowo. Kreska jest niezwykle szczegolowa, a sceny walk, robia kolosalne wrazenie. Przygaszona paleta kolorow doskonale wszystko uzupelnia. Sztandar zawalczy u mnie o miejsce w top 10 zeszlego roku, bo jest cholernie mocnym tytulem, ktory calym sercem polecam. Tylko jedna rzecz - wylaczcie przycisk z napisem rasizm, bo choc wierze, ze intencje byly dobre, srednio wyszlo.