1) Lucyfer, tom 1 - nie zamierzałem wchodzić w tę serię, kupiłem tylko dlatego, że swego czasu była na niego niezła promocja z kodami na Ceneo, więc się skusiłem. Okazało się, że popełniłbym spory błąd, ponieważ lektura tego tomu była wyśmienita. Spodziewałem się, że główny bohater będzie antypatyczny, więc tutaj nic mnie nie zaskoczyło, natomiast zdziwiłem się, że w większości historii Lucyfer jest niejako drugoplanowy, a one same opowiadają o czymś zgoła innym, z grubsza tylko powiązanym z Gwiazdą Zaranną i same w sobie są rasowymi, dobrze napisanymi i inteligentnymi horrorami. Pod koniec okazało się, że to wszystko ładnie i pięknie się spina w większy plan, co tylko upewniło mnie, że Mike Carey wie, do czego dąży. Drugi tom już zakupiłem bez czekania na promocje
Moja ocena - 8/10.
2) SBM 104 - Ludzka Pochodnia (Johnny Storm) - podchodziłem do tego tomu jak pies do jeża, zniechęcany rysunkami, które wydawały mi się strasznie kreskówkowe w stylu, za jakim nie przepadam. Jednak po kilku stronach okazało się, że sama historia jest szalenie poważna, wyważona i napisana z wyczuciem. Po jakimś czasie rysunki przestały przeszkadzać i dalsza część czytania upłynęła już bardzo przyjemnie. Moja ocena - 7/10.
3) Aristophania, tom 1 - przyjemna lektura ze świetnymi rysunkami. Nic wybitnego co prawda, Dorison pisał dużo lepsze rzeczy, a dodatkowo przez cały czas miałem wrażenie, że coś takiego już gdzieś czytałem, ale i tak historia zaintrygowała mnie na tyle, aby wypatrywać drugiego tomu, bo zdecydowanie jest tutaj potencjał do rozwinięcia. Ode mnie 6/10.
4) Superzłoczyńcy Marvela: Doktor Doom - akurat ten złoczyńca nigdy jakoś nie wzbudzał mojego entuzjazmu, a raczej mnie bawił swoim pompatycznym ego, ale historia jego życia i dojścia do władzy, chociaż nieprzesadnie oryginalna, to jednak potrafiła zainteresować i tom czytało się z narastającą przyjemnością. A i na samego Dooma będę już patrzył nieco inaczej, więc chyba cel Brubakera został spełniony. Ode mnie 7/10.
5) Pośród Lasu - lubię serię Hill House Comics, podobały mi się wcześniejsze jej odsłony (także krytykowana na forum Toń, którą uważam za bardzo dobry horror w stylu uwielbianego przeze mnie "Coś"), natomiast zachodzę w głowę, co skłoniło Joe Hilla do włączenia akurat tej historii do cyklu. Powiedzieć, że odstaje od pozostałych jakością, to nic nie powiedzieć. Owszem, ma zawiesisty klimat i z początku potrafi zaintrygować, ale im dalej w tytułowy las, tym gorzej. Dostajemy tak naprawdę tylko jedną mocną scenę grozy, a reszta to sztampa gatunkowa, jakich wiele w innych komiksach. Nie byłoby to jeszcze najgorsze, gdyby nie ogólny wydźwięk historii, jaki na koniec się zarysowuje - mam wrażenie, że autorka chciała w ramy horroru ująć jakiś swój feministyczno-lesbijski manifest, poświęcając tym samym historię. W efekcie wyszło żenujące, toporne coś, co jedzie na najniższych instynktach i oklepanych schematach. Do tego koszmarnie słabe rysunki, którym często brakuje szczegółów, nawet w tak elementarnych rzeczach, jak twarze głównych postaci. Zdecydowanie rzecz nie warta uwagi. Ode mnie 3/10.