Za chwilę wychodzi kolejny 7 tom Ms Marvel. Lubię te serię, ale zastanawia mnie, jak to jest, że taka totalnie nieznana u nas postać z Marvela, sprzedaje się na tyle dobrze, by tak długo ją wydawać, a Green Lanterna, który ma swoje grono miłośników od czasów TM-Semic, kasuja po raptem 4 tomach? Wiem, że Marvel ma większe branie, że swoje zrobiło dobre przyjęcie Ms Marvel przez krytyków, i może "grono miłośników" GL wcale nie jest tak duże, skoro już za czasów TM-Semic seria upadła raptem po 10 zeszytach. Ale mimo wszystko, jak sobie to uświadamiam, to jestem zdziwiony. I żałuję, że sam odpuściłem GL z Odrodzenia, choć z drugiej strony, może to i lepiej - przynajmniej teraz nie narzekam na urwana serię...
GL Morrisona, choć z tym scenarzystą to jest loteria, na pewno biorę. Nie tracę nadziei, że może Egmont zaryzykuje z runem Johnsa w DC Classic. O ile ten projekt w ogóle ruszy, bo coś na razie słabo to wygląda.