Matfel - jak szybko i owocnie zaczęła się nasza znajomość (dobiłem do maksymalnej zniżki lojalnościowej), tak i gwałtownie się kończy.
A wszystko przez kretyński sposób załatwiania reklamacji Toppiego.
1. Mają formularze reklamacji - super. Ale już mniej super, jak doczytasz, że koszty odesłania ponosisz ty i zwracać ich nie będą. A jeżeli skorzystasz z ich etykiety - potrącą kwotę za wysyłkę ze zwrotu.
2. Piszę więc maila (bo dodzwonić się nie da). Proszą o zdjęcia. Wysyłam. Pytają czy wolę kurierem czy paczkomatem. Odpowiadam. Cisza.
3. Dopytuję co i jak. Chcą zdjęć. Odpowiadam, że już wysłałem.
4. Ponownie pytają czy wolę kurierem czy paczkomatem. Odpowiadam.
5. Proszą o numer telefonu potrzebny do wygenerowania kodu nadania (który oczywiście jest w moich danych, ale to szczegół). Cisza.
6. Cisza trwa. Korzystam więc z umieszczonego w mailach pytania - Czy zgłoszenie jest dobrze obsługiwane? TAK NIE. Wybieram "NIE".
7. Informują, że to trwa, bo musieli sprowadzić i już zaraz prześlą kod nadania, a po otrzymaniu zwrotu wyślą nowy egzemplarz. Cisza.
8. Ponownie korzystam z możliwości wybrania opcji "NIE".
9. Informują, że niestety wszystkie egzemplarze są wadliwe. I pytają czy wolę 35% rabatu, czy zwrot pieniędzy. Ale na stronie mają tę pozycję cały czas w ofercie, można kupić. Pytam więc, czy jak kupię to dostanę wadliwy, o którym wiedzą, że taki jest.
10. Do korespondencji włącza się sam kierownik. Odpowiada, że jednak nie wszystkie są wadliwe, ale wada zdarza się często. Nie proponuje niczego.
11. Proszę o kod nadania zwrotu i zwrot całej sumy.
12. Czekam. Mija już miesiąc tej głupiej zabawy.
Matfelom mówię nie.