(Rzeczy, które tu wrzucam można było zobaczyć na moim Instagramie więc dla części z was nie będzie to żadna nowość. Ale że temat forumowy jest też świetnym archiwum zapasowym a niektórzy nie uznają Insta czy FB ląduje to też tutaj.)
Krótkie podsumowanie emefki od strony technicznej zrobiłem w temacie festiwalu. Kto chce to znajdzie. W tym roku na festiwal jechałem na luzie. Lata i zdrowie zrobiły swoje i kolejkony już mi nie służą, zresztą pogoda też nie zachęcała. Na to wszystko nałożyły się sprawy zawodowe i tak jakoś wyszło, że wpadłem tylko na kilka godzin w sobotę.
Stałem raptem po dwa wrysy (w tym jeden dla przyjaciela, który nie mógł czekać na autorów Misia Zbysia do ich dyżuru na stoisku KG) i szczerze mówiąc nie mam z tego powodu poczucia straty. Wszystkim którzy w tym roku zdobili wrysy gratuluję i cieszę się wraz z nimi. Dzięki temu, że nie wystartowałem w konkursie udało się komuś innemu 😊
Wobec powyższych w tym roku nie szedłem w ilość a w jakość.
Na początek dedykacje:
Tomasz Kołodziejczak wpisał mi się w „Wielkich Wyprawach” trochę mi ten temat zalegał, a chciałem, żeby obok wrysu Kasa znalazła się też dedykacja od TK. Udało się to załatwić bez większych problemów na stoisku Egmontu przy okazji wrysu w Jokerze, który był jakby przy okazji. Rozmowa z Tomaszem jak zwykle na luzie i poziomie. Totalnie nie rozumiem, jak może być on uznawany przez co poniektórych z komiksowego wroga publicznego numer jeden…. Ale cóż ich prawo. Ja tam go lubię i szanuję.
Sam wrys w Jokerze bez większych szaleństw, kilka kresek i autograf. Niezbędne minimum, które przypomniało mi czemu w tym roku mi się nie chciało. Nawet nie wychodzi to dobrze na zdjęciach więc nie będę się z nim siłował.
„Wiele śmierci Laili Starr” jak dawałem Filipe komiks do wrysu to wiedziałem, że będzie „pieczątka”. Coraz częściej obserwuję u artystów wyrobienie sobie takiego stemplowego stylu do sygnowania. Mimo że sposób nie jest zbyt kreatywny to zrozumiały, pozwala zaoszczędzić czas i obdzielić wrysami większą ilość fanów. No i mniejsze ryzyko, że coś nie wyjdzie. Nie ukrywam zależało mi na autografie w tym komiksie, gdyż bardzo go lubię zarówno od strony plastycznej jak i scenariuszowej.
Były jeszcze wspomniane wrysy w „Misiu Zbysiu” ale nie były dla mnie tylko dla dzieciaków kolegi i na powrocie podrzuciłem mu je prosto do domu. Dlatego zdjęć nie ma. Chciałbym jednak przy okazji podziękować Piotrkowi za uprzejmość i podejście, sprawiłeś dzieciakom wielką radość. A i towarzysząca mi czternastoletnia już córa przeczytała na szybkości najnowszego Zbysia podczas oczekiwania w kolejce, po czym sprawiła sobie komplet naklejek. Magia w Zbysiu dalej buzuje.
I tym sposobem dość szybko doszliśmy do meritum mojej obecności na emefce, czyli odbioru zamówień.
Na początku Monika Laprus-Wierzejska ukończyła dla mnie serię „Clone Wars” dorysowując Anakina w stylu wcześniejszych Kenobiego i Maula. Nieco w tym cyklu odstaje Ahsoka która została kupiona przez totalny przypadek i jest w nieco innym formacie oraz wykończeniu. Wierzę jednak, że po odpowiedniej oprawie uda się tą różnice zgrabnie zniwelować (przynajmniej tak pokazują symulacje) i „Clone Wars” będzie bardzo udanym tetraptykiem.
Monika zawsze świetnie umiała w „Star Wars”. Czuje ten świat co widać w postaciach. Przy okazji kadry w jej wykonaniu są najbardziej komiksowe ze wszystkich elementów kolekcji „Star Wars”. Dynamika, mocna kreska i umiejętnie użyte rastry. Wygląda to pięknie. Aż ma się ochotę dorzucić jakieś dymki i poskładać to w formie planszy. Przy okazji obiecałem Monice, że dam jej spokój z kolejnymi zamówieniami do premiery kolejnego „Exista” więc z mojej strony nie będzie więcej opóźnień. Przy okazji dostałem też prezent. Miniaturkę Bo-Katan w kolorze. Mała rzecz, a cieszy.
Kolejne zamówienie wymaga niewielkiego skoku w czasie. Nie tak znowu dawno temu, bo w roku 2019 na festiwalu w Łodzi kupiłem od Kasi Niemczyk tą uroczą miniaturę przedstawiającą Kriss de Valnor. Nie było to zamówienie. Kasia przywiozła na targi teczkę z pracami a miniatura ta spodobała mi się tak bardzo, że stała się zalążkiem prezentowanej tu kolekcji. Dziś przypominam ją w kontekście tegorocznego festiwalu. Jakiś czas temu podczas spotkania z Kasią narodził się pomysł kontynuacji i przekształcenia pojedynczego obrazu w tryptyk.
Udało się dopiąć temat na tegoroczną emefkę i nasza Mistrzyni Świata w kategorii pro-markera zaszczyciła moją kolekcję kontynuacją pracy z 2019 roku przedstawiającą Kriss. Oto druga część tryptyku przedstawiająca Aaricie. Format jak poprzednio ok 14x14cm i tak samo jak wcześniej artystka świetnie oddaje charakter postaci. Kontrast koloru i dynamiki między dwiema pracami przedstawiającymi najważniejsze kobiety w życiu Thorgala jest wyraźny.
O ile wcześniejsza praca przedstawiająca Kriss cechuje się półotwartą kompozycją, którą podkreśla dynamicznie uchwycona burza brązowych loków oraz czerwień płaszcza, o tyle od Aarici promieniuje spokój i dystyngowane piękno księżniczki wikingów pięknie podkreślone spokojnymi błękitami i zielenią. W tym jakże wyraźnym kontraście Kasia uchwyciła dwie różne kobiety będące też dwoma aspektami duszy głównego bohatera sagi Jeana Van Hamme i Grzegorza Rosińskiego.
Centralnym punktem tryptyku jest sam Thorgal. Cieszę się, że jest właśnie taki. Inny od romantycznej wizji, do której przyzwyczaił nas Grzegorz Rosiński. To dalej ten sam bohater jednak w interpretacji Kasi jest to człowiek zahartowany przez Północ i wszystkie niezwykłe przygody, które były jego udziałem. To już nie tyle skald z „Zdradzonej czarodziejki” bliżej mu do Thorgala ze „Szkarłatnego ognia”. Może dla wielu będzie to herezją, ale w mojej ocenie tak właśnie powinien wyglądać po zgoleniu brody na ostatnim kadrze komiksu nie zaś cudownie odmłodzony o dwadzieścia lat. Postać Thorgala jako centralna część tryptyku równoważy postaci Kriss i Aarici. Kasia jak zwykle pięknie operuje kolorami, świetnie zachowuje szczegóły i detale. Jestem w szoku, ile jest wstanie zawrzeć w miniaturze wielkości niecałych 15x15cm. Koronkowa robota, która nie przestaje zachwycać.
W mojej ocenie to sztuka komiksu najwyższej próby. Opanowanie przez artystkę narzędzia jakim są markery nie przestaje zadziwiać. Szczegóły, kolorystyka i pewność kreski są najwyższej próby. Oglądając miniatury z bliska można zagubić się w detalach i za każdym razem odkryć coś nowego. Kasia oddaje Thorgala, Aaricie i Kriss w swoim niepowtarzalnym stylu, filtrując postaci przez pryzmat swojego postrzegania. Cieszę się, że nie jest to kalka z Rosińskiego. To unikalna interpretacja zamknięta w trzech niewielkich obrazkach będąca jednocześnie swoistym hołdem dla ważnego dla wielu czytelników komiksu. Cieszę się, że udało mi się zachęcić Kasię do stworzenia tego unikatowego dzieła, które zdobi teraz moją kolekcję. Przy okazji to na pewno nie koniec współpracy i o ile Kasia nie będzie miała mnie dość to mam już pomysły na kolejne dzieła.
Patrząc na tryptyk zastanawiam się jakie byłyby szanse na inicjatywę zrobienia "Zdradzonej czarodziejki" w podobnej formie co urodzinowa wersja "Szkoły latania". Raczej małe... ale mogłoby to być równie ciekawe.
O Filipe Andrade wiele tu o nim mówiono głównie w kontekście tego, że Portugalczyk nie jest gwiazdą wystarczającego formatu na emefkę. Opinię uważam za nieco krzywdzącą wszak to laureat wielu konkursów i nagród z których najważniejsza jest nagroda Hugo otrzymana za komiks "Cyberpunk 2077”. Działa prężnie w Marvelu jak i w autorskich produkcjach. Ja wiem, że polska brać komiksowa na festiwalu najchętniej widziałaby Franka Millera lub innego Mignolę, ale uważam, że Andrade też był dobrym wyborem.
Oglądałem panel, widziałem rysowanie na żywo dodajmy do tego fakt, że Filipe przeciągał swój dyżur w strefie ponad wszelką cierpliwość organizatorów. Nie zawsze zdarza się taka uprzejmość ze strony rysowników zagranicznych.
Przed targami udało mi się z nim skontaktować z Filipe i jego agentką. Dowiedziałem się, że w polityce studia, które obsługuje Filipe nasza część kontynentu to istna terra nullius i na dziś ich polityka nie przewiduje przyjmowania zamówień z tej części świata. Krzywdzące to, ale co poradzić? Jednak, skoro Filipe i tak wybiera się na festiwal w drodze wyjątku może wykonać zamówienie.
Skorzystałem z okazji, zwłaszcza że miałem ochotę na prace Portugalczyka od czasu przeczytania Laili Starr i przejrzeniu prac dostępnych w Internecie. W ramach ustaleń zostałem poproszony o przesłanie wizji lub inspiracji do rysunku, a że mój wybór padł na portret księżniczki Lei wykorzystałem jedno z moich ulubionych zdjęć Carrie Fisher.
Cóż rzec Filipe zrobił to pięknie. Wyrazista i mocna niemal organiczna kreska doskonale oddaje postać. Równowaga między czernią włosów a bielą szaty. Delikatne cieniowanie przy pomocy drobnych kresek nadaje pracy graficznego sznytu. No i spojrzenie… coś w nim jest. To wszystko sprawia, że ten nowy nabytek to jedna z bardziej artystycznych prac w kolekcji. Cieszę się, że udało się wrócić z festiwalu z taką pamiątką.
Zakończę ten przydługi wywód artefaktem który kurier przyniósł w piątek przed festiwalem. Podobno to tegoroczny Święty Graal, a że paczkę odpakowałem po powrocie z festiwalu podepnę to pod emefkę😊
To tyle. Chyba koniec na ten rok. Nie ukrywam, że w komiksowym hobby powoli dochodzę do ściany i nie wiem czy coś godnego uwagi wpadnie jeszcze w 2024. Co prawda są dwa zamówienia, na które czekam już od niemal roku, ale skoro mają być płatne po robocie machnąłem na nie ręką.