Wczoraj dotarł do mnie z Multiversum "Doc Frankenstein" - komiks rozpoczęty przez braci Wachowskich w latach 2004-2007 (6 zeszytów z lewej strony), a dokończony przez siostry Wachowskie w roku 2019. Nareszcie, po 12 latach!!! Nigdy nie czekałem tak długo na dokończenie serii komiksowej. I nigdy wcześniej nie miałem amerykańskiego komiksu w powiększonym HC, bo nienawidzę tego formatu i nie wiem gdzie go na półce postawić.
To jedna z najbardziej porąbanych komiksowych historii, jakie czytałem. Mamy tu oczywiście Frankensteina (w wersji, którą potem zerżnął Morrison w "Seven Soldiers"), mamy potwora yeti, amerykańskiego wilkołaka, ptaka dodo, Dicka Cheney, watykańskie lotnictwo wojenne, wróżkę fairy pamiętającą dzieciństwo Jezusa, a do tego plugawą, obrazoburczą wersję Starego i Nowego Testamentu. Tego się nie da odzobaczyć
Mamy też brakujące okładki dwóch ostatnich zeszytów, które nigdy się nie ukazały, bo zamiast nich Wachowskie wydały od razu całość w formacie cegły. No trudno.
Jest też dęty wstęp, w którym Lana opowiada jak stała się Laną. Można go sobie odpuścić i spokojnie delektować się radosnymi komiksowymi głupotami, których siostry Wachowskie na szczęście nie spaprały dopisaną po latach końcówką. Całość narysował Steve Skroce.