Wreszcie. Wreszcie znalazłem czas i opisałem co tam się nawyrysowywało podczas tegorocznej KW.
A obrodziło kaczkami co nie miara, warszawskie łowy bardzo udane. Tylko jeden smok wymkną się z sideł - niestety jeden z ważniejszych, bo od Marco Gervasio
A byłoby tak pięknie i okrągła liczba 20 jaszczurów i ptasiorów. Ale, ale! Zamiast roztrząsać smutną przeszłość skupmy się na teraźniejszości. Wlatują zdobycze:
Joanna Sępek
Lot pikujący Zdobycz swoją genezę ma jeszcze na KFK ”24. Tam dorwałem Joanne na strefie autografów, ale temat okazał się dla niej na tyle skomplikowany, że potrzebowała go zrobić w czasie wolnym. Na imprezie tego czasu nie znalazła, a ja nie dałem za wygraną i nukałem dalej. I wynukałem. Odbiór w Warszawie pasował nam obojgu.
Trochę to na zdjęciu zanika, ale tam u dołu jest las. Majestatyczny smok leci nad knieją ze swą zdobyczą, wiatr mu szumi w skrzydłach i grzywie, targa wąsem sumiastym. Czy to do gniazda leci by nakarmić dzieci?
Sofia Sulij
Smoczybarszcz na zakupach Oto burak. Oto marchew. Razem tworzą Smoczybarszcza. I to nie byle jakiego! Historycznego! Nie ma się co dziwić jak za rysunek bierze się autorka
Krótkiej historii barszczu ukraińskiego. Smoczybarszcz jest zły, bo przegapił najlepszą promkę na kaczki i musiał się zadowolić ceną regularną, co jak wszyscy wiemy jest frustrujące - niezależnie czy kupujemy komiksy, czy ingrediencje obiadowe.
Aimée de Jongh
Trujący dech Autorka wyznała, że bardzo lubi kaczki, wręcz je kocha, do tego stopnia, że jeżeli miałaby przejść reinkarnację, to chciałaby zostać właśnie kaczuchą. Dlaczego? Bo Kaczki są uniwersalne! Potrafią latać, potrafią człapać, potrafią pływać. Mogą więc żyć i na lądzie, i w powietrzu, i w wodnej toni. No żyć nie umierać. Chyba, że się wpadnie w oko jakiemuś smokowi (w roli obiadu). Łazi taki potem za ptakiem i dyszy mu w kark nieświeżym oddechem. A może to zapaszek czosneczku? Już smoczysko zjadło przyprawy, teraz główny składnik dania by się zał. Oj chyba nikt go nie uświadomił, że dodatki muszą się z mięskiem „przegryźć” PRZED zjedzeniem.
Roman Gajewski
Demon - czy dziecko? Jest tu pewna przewrotność, bo mimo iż smocza paszczęka zębata, gardziel przepastna, rogi wykręcone jak u barana-mutanta z Czarnobyla, oczy kaprawe… to jednak serduszko dobre i krzywdzić istnień niewinnych nie chce bestyja nie-sroga. Ot dziecko to dopiero. Gumową kaczuszkę dorwało i bawi się. Słodziak, czyż nie? Wszystkie dzieci są słodkie. I stos ognisty każdemu zwyrodnialcowi co się nie rozczula na ten widok. Więc zachwycaj się lub giń!
Taką przynajmniej mam nadzieję, że nic nie pokręciłem, słoneczko nie przygrzało i prawidłowo zapamiętałem, iż autor określił kaczkę jako gumową. Cóż zresztą by mogło ją zmusić do uśmiechu godnego Anyi z SPYxFAMILY innego? Tylko li pewność iż to wszystko w ramach zabawy, a nie śmiertelnego boju. Wyjmijcie więc kije z rzyci i wkręćcie se tam śrubkę - na przykładzie kaczki widać, że na ból dolnych części ciała pomaga.
est em
Japoński (Chiński) klasyk Zaszalałem nieco i poprosiłem o tego używając języka teoretycznie japońskiego. Dlaczego teoretycznie? Bo znałem tylko słowa i ich kolejność, a bladego pojęcia nie miałem o wymowie i akcencie. Ale zostałem zrozumiany, bo est em zrobiła wielkie oczy (jak większość artystów słyszących ten temat), a następnie się upewniła czy chodziło mi o „dragon eating duck”. Co potwierdziłem z radością. I tu dostałem kolejne pytanie: czy może być japoński smok? Mówiąc szczerze nie kojarzyłem jak wygląda japoński smok, aż tak nie siedzę w mitologii. Ale kiedy autorka wytłumaczyła, że to to samo co chiński poczułem się jak ryba w wodzie. Jasne, że może być chiński. Chiński, japoński, europejski, nawet taki dla niemowlaka! Ważna że smok (o tym niemowlaku nie wspomniałem, bo to zbyt osadzone w naszym stricte języku).
Także powstał i japoński smok. Mądre oczy spokojny pysk, niesie kaczuchę jak kocica swe kocięta, choć ewidentnie ptak nie czuje się z tym komfortowo, i najchętniej by wyrwał się na wolność. Poleciał hen, hen daleko. Lecz w pysku smoka siedzi pewnie i szans na ratunek nie ma.
Jacek Frąś
Zamach stanu Karą za dybanie na królewskie życie winna być śmierć. Tako stanowi prawo. Ale któż to prawo egzekwować będzie, gdy zamachowcem Wielki Jaszczur, a ofiarą Kaczy Król? Czy znajdzie się Godzien Rycerz, który to bestię powali, jako każe obyczaj? Zresztą, taka rola smoków by królów pożerać i ich skarby sobie przywłaszczać.
Patrząc na tą pracę zwracam w pierwszej kolejności uwagę na zęmbiszcza. Zauważcie, że dolna szczęka ma poziomy układ kłów, niejako zawijają się do wewnątrz. Natomiast wąski jęzor - jeno jedną krechą pociągnięty - jakby był specjalnie taki, by o te paszczękę nie wadził. Stąd mój wniosek, że jest to smok nie ziejący ogniem, a wstrzykujący truciznę - tradycyjny oręż królobójców. Węże też mają „składane” kły jadowe, tyle że tylko 2 i to w górnej szczęce. W przypadku tej gadziny mówimy o trującej grani. Za to górny garnitur wyrasta z masywnego dziąsła, w furii i gniewie odsłoniętego. A Kaczy Król spokojnie się przechadza. Może jeszcze nie uwierzył, że zamach nie jest tylko majakiem, a realną rzeczywistością?
Karensac
Koźlosmok Mam zagwozdkę co do napisu „COIN”. Bo tak: po angielsku to „moneta”, co by sugerowało, że kaczuszka chce się wykupić mamoną. Ale po francusku „coin” znaczy ni mniej ni więcej, co „kąt, narożnik”. Więc byłaby to aluzja do „zapędzić w kozi róg”? Tak by sugerował wygląd smoka, ale czy we francuskim istnieje polski idiom w tejże właśnie formie? Zna ktoś język żabojadów?
W każdym razie koźlosmok wygląda na rozgniewanego. Może zdaje sobie sprawę, że obiad mu się wymyka i jego płomień tylko osmali kaczy kuper? Czy kaczce się upiecze tym razem? Czy może zostanie upieczona? Kaczuszka ma naprawdę świetną dynamikę. Widać, że walczy o życie; jak jest przerażona. Trochę mi przypomina X-wing’a wylatującego w ostatniej chwili z wybuchu. Jeszcze w koło płomienie, ale już nie w epicentrum, już poza bezpośrednim zagrożeniem, lecz jeszcze nie czas na odpocznienie; trzeba z siebie wykrzesać iskrę by do ostatniego zrywu się poderwać.
Paweł Paradowski
Chihuahua Jak w tytule. Toć to chihuahua ze skrzydłami w gadziej formie XD Krwawo się wgryza w szyję kaczą a ta dziób cieszy - masochistka jaka czy co? Oj wyjdzie jej bokiem zamiłowanie do sprawiania sobie bólu. Krew jej po płetwach ciecze, oczy już wybałuszone, pewnikiem przez przyduszenie… A ta dalej swoje i się uśmiecha.
Zuzanna Dulińska
Łuski/pierze, jedne odzieże Autorka (nie)subtelnie zwraca uwagę, iż ptactwo ewolucyjnie pochodzi od gadzin, co za tym idzie: gdy smok pożera kaczkę, jakoby swe potomstwo zżerał. Taki kanibalizm do kwadratu. Przytłaczająco ponura wizja. A ubrana w nieco pokraczną nieco konwencje. No spójrzcie na to wężowe ciało gada i na jego łapki jak galareta. Toć to pastisz chińskiej odmiany smoków. Albo… wąż z ogrodu Eden sprzed zwiedzenia Ewy? A to otwiera nowe pola interpretacyjne. Ale aż strach mi się w te rejony zapuszczać, także pozostanę przy dziecięcym kanibaliźmie.
Jeszcze słów kilka o samym smoczym łbie. Który faktycznie bardzo narzuca skojarzenia z wężem. Ta szeroka „od ucha do ucha” paszcza, zęby jadowe, rozdwojony język… Nawet oczka z pionowymi źrenicami - mimo że nie przypominają prostokreślnych wężowych - mają ten błysk radości z udanego polowania. Choć zabawa ofiarą bardziej pasuje do kota… Wniosek? Skoro to wąż edenowy tak podobny jest do miauczącego sierściucha (przynajmniej w mimice), znać, że koty to szatańskie stworzenia. Najlepszym tego przykładem niech będzie kotek o wdzięcznym imieniu Bechemot.
Tommi Musturi
Pół dyptyku Ja (jak to ja) podbiłem bez skrupułów do Tommi’ego, gdy tylko zobaczyłem, że się w strefie autografów nudzi. Niechętnie, bo niechętnie, ale narysował smoka. Dopowiadałem, że jeszcze kaczka, ale jakiś fan właśnie ustawił się w kolejce z komiksem i Musturi miał wymówkę by tematu nie dobić. Czym za to dobił mnie. Jednak ja (jak to ja) nie dałem za wygraną i dnia następnego, zobaczywszy, że znów siedzi bezczynnie, wyrwałem z bloku kolejną A4 i podszedłem prosząc już li o samą jeno kaczkę, w zamyśle tworząc już z obu obrazów dyptyk. Jednak artysta się nie zgodził. Widać miał już dość ekstrawaganckich propozycji (ciekawe czy moja była jedyna?) i oznajmił, że rysunki tylko z postaciami z jego komiksów. No trudno.
Beata Pytko
Aniołek Czyż nie jest kawaii ten smoczuś? No istny aniołek! Ma nawet aureolkę, skrzydełka… Tylko co on tam w paszczy trzyma? Ptaszka upolował?! Oj nie ładnie aniołku, nieładnie.! Uważaj, bo jeszcze potępienie na się sprowadzisz, złote kółeczko znad łepetynki stracisz, miast tego różki ci wyrosną.
Nie wiem czy bardziej to krokodylek, czy może piesek mi się kojarzy ze zwierzątek z tą fizjonomią gadziny. Oszczędny w kresce, w swej prostocie przenosi urok wywołujący sympatię. Aż chcę go pomiziać po fałdkach brzuszka. Jest tylko jeden problem z tym rysunkiem - zrobiony jest bardzo agresywnym markerem. Na tyle agresywnym, że przyległą kartkę zabarwił żółtym konturem. Nie, że przebił. Nie, że kartkę z spod spodu. Kartkę z wierzchu. Na szczęście odciśnięte piętno widać tylko na rewersie - nie przebiło się na awers.
Przemysław Graphos Świszcz
I kto tu kogo zje? Pytanie z tytułu pozostaje otwarte. Niby wiadomo, że to smok ma przewagę, ale kaczor już się szykuje do posiłku. Na ten widok gadzina aż zdębiała. Siedzi jeno w posągowej pozie, niby sfinks jaki skamieniały, patrzy wzrokiem ni to gniewnym, ni obojętnym. Jakby szklanym. Zresztą co jest zdaje się charakterystyczne u gadów. Jeno ozor majta, wykazując dosadnie, iż poczwara żyje jeszcze. Jakby się nie przejmował zupełnie kaczką co podług niego ma niecne zamiary. Ignoruje ją niczym natrętną muchę. Do czasu. A gdy miarka się przebierze - CHAPS! - i po tłuściutkim ciałku. Krwawa masakra to będzie mało powiedziane.
Łukasz Wnuczek
Quetzalcoatl Te! Ciemna, kacza maso, pobudka! Zaraz zginiesz. Ale tak gadać se można, a i tak jak grochem o ścianę. Stoi taka ciemna jak tabaka w rogu i rozmyśla. Nad czym? Nad sensem istnienia? Nad nieubłaganym przemijaniem? Nad tym dziwnym ciepełkiem co z góry powoli spływa…? A Quetzalcoatlowi w brzuchu już burczy. Nie żeby burczeć miało długo. W końcu małego głoda można ubić kaczką na ząb.
Jak się przyjrzycie, zobaczycie dym snujący się z smoczych nozdrzy. Cieszę się bardzo, że Łukasz postanowił nie wymazywać ołówka, bo dzięki temu mam między innymi właśnie ten detal. Innym szkatułkowym detalem jest oko kaczki. Nie jest to bowiem pozostawiona biała plamka, o nie! Jak się przyjrzeć, to widać, że prawdziwe oko jest większe i zawiera jeszcze źrenicę. Źrenicą tak powiększoną, że nie ma miejsca na tęczówkę. Co spowodowało taki stan rzeczy? Wizyta u okulisty? Chyba nie (albo był to bardzo kiepski okulista), skoro nie widzi smoka wielkiego jak słoń. Może więc narkotyki? Czyżby kaczka była nimi nafaszerowania niczym owieczka Dratewki siarką? Czyżby to była kaczka atrapa, zrobiona przez kaczą brać by naćpać smoka, a potem go ubić?!
Katarzyna Drewek-Wojtasik
Przebieranki Nie wiem co mnie podkusiło, ale był to przebłysk geniuszu. Otóż gdym wyłożył temat i ujrzałem na twarzy debiutantki mieszaninę strachu i niedowierzania, postanowiłem złagodzić szok dodając, że na przykład może narysować postaci w stylu z jej komiksu, czyli właśnie ludzi w maskach zwierząt. I oto co powstało. Odwrócona bajka. Taka w której to Kopciuszek goni Księcia - nieopierzonego żółtodzioba, który chciałby sobie żyć jak pączek w maśle, skakać z kwiatka na kwiatek i nie jednego pieca jadać. A po co goni Kopciuszek księcia, jak nie po to by go związać węzłem małżeńskim? No a potem zjeść. Chyba się ta królewna inspirowała modliszką.
Zofia Żelazny
Onsen i szamanko Zofia używała wielokolorowej kredki. Ech, wspomnienia~ sam kiedyś takową miałem. Ale jej potencjału tak dobrze nie umiałem wykorzystać. Nie da się ukryć że ta interpretacja smoka jest nietypowa. Rzadko się spotyka potraktowanie tego stworzenia jako węża z głową lwiątka. O psie słyszałem (Falkor z
Niekończącej się opowieści), ale o lwie? Choć starożytni ładowali lwy gdzie tylko dali radę, vide sfinksy, chimery, gryfy; więc czemu i nie smoki?!
A kaczuszka popijając Krwawą Merry, pyrkoli się we własnym sosie, z kluskowym turbanem na głowie. W gorącej wodzie kompana. Onsen w talerzu zupy se zmora jedna zrobiła. A niech jej i tak będzie! Skruszeje, przegryzie się, to się i ją potem na przegryzkę weźmie. Pałeczkami z piórek oskubie, kluchy wciągnie, ramen wychłepta. Wszystko zgodnie z Feng shui. Itadakimasu, smoczku.
Ben Gijsemans
Z nicości się wyłaniam Głupio to przyznać, ale autora w ogóle nie kojarzyłem. Nawet do niego podchodząc. Dopiero wracając z gotowym rysunkiem, sprawdziłem jego nazwisko na Gildii i… stwierdziłem, że okładkę komiksu kojarzę, acz dzieło jest tak daleko poza moim zainteresowaniem, iż wiem tylko o gołej babie na froncie… Rysunek jednakże jest świetny! Ben naszkicowawszy to co widzicie przyjrzał się bacznie dziełu, jakby szukając co jeszcze naszkicować, jak smoka lepiej zarysować. Ale zdało się, że poległ i zrezygnowany oddał kartkę. Ja jednak tu porażki nie dostrzegam. Smok będący samą paszczą i szponami uosabia jego najniebezpieczniejsze cechy fenotypu. Cały więc jest grozą, a do tego nieokreślony. Nie od dziś wiadomo, że boimy się nieznanego - czy jest więc coś straszniejszego niż nienazwane uosobienie zagrożenia? Patrząc w taki sposób, trudno się dziwić kaczce i jej minie.
Robert Adler
Smocznego I dobranoc Na sam przód pragnę podziękować współbojownikom w zdobywaniu wrysów. Toć to oni mnie namówili by udać się do Adlera. A jak to szło? Gruchnęła wieść, że siedzi on - pozaplanowo - na stoisku wydawcy. Opatrzność boska! Wszak kolejka na strefie autografów była niemiłosierna. Cała kompania więc wstała od piwa i nuże! Śpieszy do artysty. Ale zaraz, zaraz! Czy nie zapomnieli o czym? Pakunki, plecaki, KOMIKSY…?! Niedopite piwo. Kto ma bronić okupowanego stolika przed zajęciem? No, ja~ Postanowiłem poświęcić się dla ogółu i nie ruszać tym razem w tango.
Sytuację zmienił jeden z wracających użytkowników tegoż zaszczytnego miejsca na którym teraz się znajdujemy. Po pierwsze: ucieszył się, że przykładnie stróżowałem. Po drugie wyraził zdziwienie, że jeszcze nie stoję w kolejce do pana Roberta. Po trzecie zachęcił bym się tam udał. No i przekonał.
Chwilę postałem w ogonku i na jakieś 15 min przed końcem sesji u wydawcy (a więc za kwadrans sesji na strefie) nadeszła moja pora. Słowa spłynęły same. Tylekroć już je przecie powtarzałem. Ale w pierwszej chwili autor odmówił tłumacząc, że u wydawcy to by powinien podpisywać tylko komiksy z stajni tegoż. Na szczęście ugiął się pod argumentem, że nie będę miał możliwości podejść podczas „oficjalnej sesji”.
No i powstał zmęczony smok, co nad kolacją swą powoli już usypia. Czy drób szansę wykorzysta i czmychnie? Jak to mówią: póki życia póki nadziei!
Stefano Turconi
Połkną ją w CAŁOŚCI! Zdobyty na dwa podejścia. Za pierwszym dostałem szkic ołówkiem. Trochę mnie to zawiodło, bo rzadko trafia się okazja na kolorowy okaz, więc każda szansa jest na wagę złota. I tu znów pomogła forumowa brać, przypominając mi, że Stefano mówił bym wrócił na raz następny po kolor. No, nie powiem, umknęła mi ta arcyważna sugestia. Ale skoro mi ją przypomniano, marnotrawstwem byłoby nie skorzystać. No i się powiodło!
Jako wieloryb co pochłoną Pinokia, tudzież innego Jonasza, smok zaabsorbował w granice swego ciała kaczkę zostawiając resztę pracy swym kwasom żołądkowym. Czysta robota. Krwią się nie zachlapał, ścięgien i kości nie musiał obgryzać… jeno jedno piórko wleciało z kupra kaczego. I tak się zastanawiam: czy natłuszczone pierze uchroni kaczkę przed strawieniem?
Błogą minę swoją drogą ma to poczciwe smoczysko, oczy na wpół przymknięta, uśmiech jak na budyniu, widać że syt. Nawet mu nie przeszkadza pełen wyrzutu i złości kwak dobiegający z jego trzewi.
Francesca Carità
Urwiłepek Skromne to menu, w którym tylko jedna pozycja. Ale któryż smok do takiej knajpy nie wejdzie, gdzie na przystawkę, obiad i deserek kaczęta się serwuje? Ten jaszczur wyjątkowo jest okrutny, bo zaczął od głowy. Urwał ją, wymemłał; jakoby jak język z paszczy mu wystaje. Trochę tak jak by się oblizywał… A przecież powinien się oblizać PO zjedzeniu, a nie jedzeniem. Cóż, może po prostu wysysa soki, płyn mózgowy i insze ciecie z łepka urwanego. Ot, taki smok-wąpierz.
Z drugiej strony, to kaczka została chyba alkoholem znieczulona przed podaniem jej na stół. Sugerują to te charakterystyczne banieczki wokół łepetynki. Oj zapiła kaczuchna, zapiła. Wniosek? Nie pij bo cię zjedzą!
Gratuluję wszystkim tym, co doczytali do końca, a nie tylko przeskrolowali oglądając
Na raz następny będą Pyrkonowe dzieła. Ale raczej już po podsumowaniu sierpnia. Mógłbym jeszcze je dołączyć do niniejszego postu, ale raz że i tak już jest długi, a dwa więcej czasu jeszcze mi potrzeba by było na jego skonstruowanie do końca. Wolę się więc podzielić tym co już mam opisane, a resztę dać kiedy indziej. Mam nadzieję, że uda się przed MFKiG