Obejrzałem dziś zdecydowaną większość meczu Świątek i kawałki Fręch.... i przypomniałem sobie dlaczego niezbyt lubiłem oglądać kobiecy tenis, w szczególności w wykonaniu takich zawodniczek jak właśnie nasza Iga. Niby mamy trawę, super szybką nawierzchnię, a tu długie, nudne wymiany przez środek kortu i punkty zdobywane przez w większości przez niewymuszone błędy, jakby mecz był na mączce. Mecz Fręch te kawałki co oglądałem dużo bardziej mi się podobał, szybkie wymiany po całej długości i szerokości kortu + asy serwisowe czy punkty zdobywane serwisem. Szkoda, że za Wimbledon nie będzie punktów do rankingu WTA, bo trochę by pewnie podskoczyła w klasyfikacji.
No a na koniec przełączyłem na kawałek meczu Nadala i to już był kosmos w porównaniu do pań. Mocny serwis, dwie-trzy przebitki i piłka wygrywająca. Aż sobie przypomniałem czasy jak się oglądało w Londynie Ivanisevica, Raftera, Agassiego, Samprasa czy nawet Philippoussisa, a sety kończące się 7:6 to była norma.
Na DSF-ie się oglądało wtedy Wimbledon, bo Eurosport miał tylko 3 pozostałe Wielkie Szlemy, np. ten pamiętny meczyk finałowy: