Polityka w popkulturze była zawsze, tylko bardziej w stylu np. fabuły ostatniego Terminatora, gdzie nawiązywano do problemów i konfliktu USA z Meksykiem. Dziś nagle ludzie się obudzili, że za dużo polityki, bo akurat dotyczy dość ciężkiego do kompromisów tematu - mniejszości seksualnych i rasowych. Czy w komiksach o Kapitanie Ameryce i Supermanie z lat 40 nie było propagandy wojennej? Ktoś powie, że dobrze, bo uderzała w nazistowskie Niemcy. Każdy się zgodzi, ale co z tego, skoro już wtedy była. Ktoś o progresywnych przekonaniach społecznych powie dziś to samo o prezentacji homoseksualnych postaci w Marvelu i DC, co wtedy o anty-hitlerowskich wstawkach przeciętny Amerykanin. I tak można się licytować.
Można się cieszyć komiksami i kinem mimo tego, jeśli to komuś przeszkadza. Mi też nie wszystko się podoba, z promowanych obecnie w kulturze wartości, nie zawsze mieszczą się w moim pojęciu przyzwoitości, choć jestem dość liberalny, i jako wiecznie zmęczony introwertyk wyznaje zasadę żyj i daj żyć innym.
Dla mnie problem pojawia się jedynie, gdy zaczyna się coś cenzurować. Wychowałem się na sitcomie Married with Childreen (Świat wg. Bundych) który dziś by nie mógł powstać, bo zostałby uznany za zbyt seksistowski, stereotypowy, obraźliwy... ciekawe czy dziś powstałby South Park w takiej formie jak na początku? Jeżeli miałbym wymienić cokolwiek co mi przeszkadza w tym rozdmuchanym i dziś już ciężkim do zdefiniowaniu określeniu "poprawności politycznej", to byłby jedynie fakt, że nie można wszystkiego pokazać, napisać, i przede wszystkim wyśmiać, a nie że prezentowane są jakieś mniejszości.