Polska jeszcze do niedawna była zagłębiem usług z zakresu "call center". Teraz to trochę się przesuwa na wschód, ale dalej jesteśmy silni w tym segmencie. "Silni" w znaczeniu posiadania części rynku, infrastruktury itd. Taki Holender czy Hiszpan dzwoni do swojej rodzimej firmy i nie wie nawet, że rozmawia z kimś, kto siedzi w Polsce...
I tak obstawiam nieco model Hachette - ludzie wynajęci przez dostawcę, nie mający nic wspólnego z Hachette, siedzący daleko od jego siedziby i bazujący jedynie na scenariuszach rozmów, które dostali (często wybrakowanych), a jeszcze częściej na tym, co doradził odpowiedzieć kolega obok, który miał takie pytanie wczoraj.
Dziś Hachette, jutro farmaceutyki - w obrębie tego samego pomieszczenia pracownicy przepływają tam, gdzie jest w danym okresie więcej roboty.
To bardzo ciężka praca jest.