Przez sukces (w naszej sytuacji) rozumiem rezultat powyżej teoretycznych możliwości. I nieważne czy osiągnięty na skutek szczęścia, wyjątkowej mobilizacji, względnie dzięki rozegraniu turnieju życia (tak jak to zrobili choćby Grecy).
Tak rozumiem sukces.
Na dzisiaj sukcesem byłoby dla mnie powtórzenie "wyczynu" Nawałki czyli ćwierćfinał dużej imprezy. Wszystko co powyżej wydaje mi się być pozbawione zdroworozsądkowych podstaw i pozostaje w kategorii "wyjątkowe szczęście".
Sam awans na imprezę tratuję jako pewną normę, bo jednak ostatnio częściej awansujemy niż nie awansujemy.
Wyjścia z grupy sukcesem nie nazwę. To raczej jego brak jest porażką. Może w tym momencie mitologizuję za bardzo Lewandowskiego (bo mam świadomość, że on nie za bardzo ma z kim grać), ale wierzę, że drużyna posiadająca w szeregach jednego z najlepszych zawodników na świecie powinna mierzyć wyżej niż trzecie miejsce w grupie. Nawet jeżeli jest złożona z graczy przeciętnych. W pierwszej kolejności przychodzi mi teraz do głowy Walia z ME 2020. Czy obiektywnie jesteśmy słabsi? Nie wydaje mi się. Czy mimo to oni potrafili a my nie?
Nie wiem, gdzie widziałeś poklepywanie się po plecach, mówienie o dobrze wypełnionym obowiązku i ogłaszanie umiarkowanego sukcesu, bo po imprezach, w których odpadaliśmy w grupie, był zawsze żal, smutek i mówienie o straconej szansie oraz o błędach w przygotowaniu.
Jaka by impreza nie była, jak bardzo nie dalibyśmy plamy to czy po którejkolwiek pojawiła się refleksja pt. "być może istnieje jakiś fundamentalny problem systemowy i bez jego likwidacji lepiej już było"? Czy którykolwiek przerąbany przez nas turniej dał impuls do zmian innych niż karuzela z selekcjonerami?
Czy my próbujemy w jakikolwiek sposób na serio reformować naszą piłkę?
Bo jeżeli takich prób nie ma i jeżeli żale w prasie i na antenie są wszystkim na co nas stać to dla mnie właśnie oznacza to poklepywanie się po pleckach i wypieranie rzeczywistości.
LN to jest jakieś komercyjne coś, gdzie wielkie drużyny nie grają na maksa.
Ale skoro w tym "komercyjnym czymś" inni nie grają na maksa to dlaczego my nie dociskamy pedału gazu i nie gromimy grających na pół gwizdka leni? Czy my również odpuszczamy zamiast się uczyć? Czy może inni jednak robią swoje?
Nie ukrywam, że początkowo byłem przeciwny takiemu "betonowaniu" sceny reprezentacyjnej kosztem spotkań towarzyskich, ale dotarło do mnie, że jeżeli potraktować LN na poważnie (a powinniśmy) to można wyciągnąć z tego więcej korzyści niż ze spotkań bez stawki.
W MŚ wszystkie drużyny grają na maksa.
A tutaj się nie zgodzę. Odkąd sięgam pamięcią to nigdy nie graliśmy na maksa na MŚ. Po turnieju bodaj w Rosji spotkałem się z opinią jakiejś zagranicznej redakcji, która stwierdziła, że Polacy wyglądali tak jakby nie chcieli tam grać. "A przecież to niemożliwe, bo to MŚ". Także tego.
Pojechanie na MŚ daje doświadczenie, które może zaprocentować w przyszłości. Zwykłe obeznanie się ze specyfiką turnieju, sprawdzenie, jak organizm reaguje na turniej po sezonie (OK, akurat Katar jest tu wyjątkiem), jak psychika reaguje na MŚ (pompowanie balonika przez media i oczekiwania kibiców), jak się przygotować mentalnie, jak się przygotować do pierwszego meczu. Nawet takie sprawy, jak robienie hałasu przez kibiców drużyny przeciwnej w nocy przed meczem. My widzimy praktycznie tylko mecze, a dla kadry to jest parę tygodni różnych zdarzeń. Jak już się to wszystko przeżyło, to można uniknąć jakichś błędów w przyszłości, jest się spokojniejszym, pewniejszym siebie.
Ok. Ale napisz na którym turnieju te wszystkie doświadczenia zaprocentowały w naszym przypadku. Bo śmiem twierdzić, że w żadnym. Jedziemy na turniej, rozgrywamy trzy mecze, pakujemy walizki i tego byłoby na tyle.
Na MŚ 2014 nas nie było toteż wynik z 2016 roku to nie był żaden efekt doświadczeń nabytych 2 lata wcześniej. No chyba, że tyle nauczyła nas porażka z roku 2012. Ale gdyby doświadczenia nabywane w trakcie imprez rangi mistrzowskiej miały się kumulować no to w 2018 roku powinniśmy byli dać czadu. A jak było?
Niestety okazuje się, że można pojechać na turniej z przypadku i na serio nie wyciągnąć z tego żadnych korzyści.
Gdy Boniek zdecydował się na Sousę liczyłem wyłącznie na jedną rzecz a mianowicie na to, że gość, który był na trzech turniejach będzie pamiętał jak przeprowadza się przygotowania do nich. Bo to zawsze nie dawało mi spokoju: dlaczego nasi na turnieju zawsze wyglądają tak jakby byli dwukrotnie gorzej przygotowani fizycznie od reszty. I wreszcie gdzieś wyczytałem, że chodzi o to, że nasi "geniusze inaczej" najczęściej fundują zawodnikom typowe cykle szkoleniowe tylko w skróconej formie. I dlatego co wychodziliśmy na mecz turniejowy to rywal biegał dwa razy szybciej od nas.
Liczyłem, że Sousa będzie potrafił to zmienić. I jakoś tej zmiany nie dostrzegłem.
LN to bardzo dobre rozgrywki do podnoszenia swoich umiejętności i budowania drużyny, ale żeby kiedyś osiągnąć jakiś duży sukces w wielkiej imprezie, to w dzisiejszych czasach trzeba regularnie na takich imprezach grać.
Jasne, że lepiej jest uczestniczyć ze względu na to wszystko co opisałeś niż nie uczestniczyć.
Ale jeżeli nie jest się do tego przygotowanym to moim zdaniem turniej zamiast dać korzyści jedynie zgnoi psychicznie. A my na dzisiaj nie jesteśmy przygotowani do gry na najwyższym poziomie.
Może ja jestem dziwny (pewnie i jestem biorąc pod uwagę reakcje innych forumowiczów), ale wyznaję zasadę, że jeżeli zbieramy się w drogę to musimy być na nią przygotowani. A nie na zasadzie "jakoś to będzie".
Więc turniej tak. Ale dopiero wtedy gdy jest się w stanie go udźwignąć. Śmiem twierdzić, że na dzień dzisiejszy my się do tego typu imprezy zwyczajnie nie nadajemy. Tak jak kilka m-cy temu ewidentnie nie nadawali się również Turcy.
Do licha. Pamiętasz końcówkę meczu z Japonią? Przecież to był piłkarski kryminał. Mimo tego że ostatnie minuty tego meczu były gigantyczną kompromitacją to jakoś nie widziałem żeby zależało nam na tym żeby odebrać Japończykom piłkę i spróbować strzelić drugą bramkę. Czy tak zachowuje się drużyna godna występów na imprezie tej rangi? Czy oni tego podejścia nauczyli się na poprzednich turniejach?
Dłuższa praca i więcej czasu - jestem na tak, ale to nie jest gwarantem sukcesu (Beenhakker pracował dłużej, a eliminacje do MŚ zawalił; Nawałka pracował dłużej, a MŚ zawalił).
Gwarancji sukcesu nie da nic i nikt. Ale przypomnij sobie nasz mecz ze Szwedami po euforii związanej z remisem przeciw Hiszpanii. Oni konsekwentnie grają mniej więcej jednym składem od kilku lat. Czy mają piłkarzy wybitnych? A mimo to nie mieliśmy nic do powiedzenia.
Gwarancji nie będzie, ale jak widać takie podejście ma większy sens niż to co my robimy.
Więc dlaczego nie spróbować i dla odmiany nie zachować się rozsądnie?