Za naturalizacją a'la Olisadebe, a nawet za przypadkami jak np. Obraniak, nie przepadam, bo to ordynarne (i zwykle rozpaczliwe) uzupełnienie składu z zewnątrz. Ale w powoływaniu obywateli o pochodzeniu napływowym, którzy wywodzą się z rodzimych szkółek i klubów piłkarskich nie widzę niczego dyskusyjnego. Generalnie chciałbym, żeby reprezentacja stanowiła pokaz rodzimej, powiedzmy, mocy sportowej.
Ale w dzisiejszym świecie takie dyskusje są bez sensu. Równie dobrze można by spierać się, czy piłkarze, którzy już na etapie piłki juniorskiej opuścili Polskę i dojrzewali piłkarsko na zachodzie (Szczęsny, Krychowiak, Zieliński), swoje umiejętności bardziej zawdzięczają polskim początkom, czy zachodnim szlifom właśnie i dla których reprezentacji (z punktu widzenia wkładu dla ich rozwoju) powinni grać.