Pozostałe > Na luzie

Liryka/Poezja

(1/10) > >>

kaczogród:
Adam Asnyk
,,Tęsknota"

Spoiler: PokażUkryjObłoki, co z ziemi wstają
I płyną w słońca blask złoty,
Ach, one mi się być zdają
Skrzydłami mojej tęsknoty.

Te białe skrzydła powiewne
Często nad ziemią obwisną,
Łzy po nich spływają rzewne,
Czasem i tęczą zabłysną

Gwiazdy co krążą w przestrzeniach
Po drogach nieskończoności,
Są one dla mnie w marzeniach
Oczami mojej miłości.

Patrzą się w ciemne odmęty
Te wielkie ruchome słońca...
I ja miłością przejęty,
Patrzę i tesknię bez końca.


Tomas Tranströmer
,,Ostinato"

Spoiler: PokażUkryjPod kołującą kropką ciszy myszołowa
wytacza się na światło dzienne grzmiące morze
żuje ślepo swą uzdę z morszczynów i parska
pianą po wybrzeżu.

Ciemności kryją ziemię którą wnet nietoperz
namierza. Myszołów zastyga i staje się gwiazdą.
Morze wytacza się z hukiem i parska
pianą po wybrzeżu.

LordDisneyland:
Seamus Heaney

Opowiadanie żony
 
Gdy rozłożyłam wszystko na lnianym obrusie
Pod żywopłotem, krzyknęłam, żeby przyszli.
Szum i klekot młockarni kończył się nareszcie
I taśma zatoczyła obrót i stanęła
Z wiszącą słomą nie wetkniętą do gardzieli.
Było tak cicho, że słyszałam, jak ich buty
Depczą ściernisko o dwadzieścia kroków dalej.

On się rozłożył, mówiąc: "Daj tym ludziom najpierw.
Mnie się nie spieszy", i zaczął skubać trawę
I rzucać źdźbła za siebie. "Wygląda nieźle".
(Z uznaniem skinął na to białe płótno w trawie)
"Powiem tak: baba umie nakryć nawet pole
Choć takich jak my mało wzruszają nakrycia".

Puścił oko i spojrzał jak napełniam kubek
I smaruję te grube pajdy, które lubi.
"Omłoty lepsze niż myślałem i w dodatku
To dobre czyste ziarno. Idź i zobacz sama".
Za każdym razem muszę chodzić coś oglądać
Chociażbym nawet nie wiedziała dobrze, co.

Ale włożyłam rękę do półpełnych worków
Wiszących przy otworach. Było twarde jak śrut
Chłodne i nieprzeliczone. Worki ziewały
W stronę zsuwni, co szła od umilkłego bębna,
A w ziemię wbite były widły, pochylone
Jak oszczepy po jakiejś zapomnianej bitwie.
Na powrót, przez ściernisko, wróciłam między nich.

Leżeli wśród skórek i resztek pożywienia
Paląc i nic nie mówiąc. "Dobre zbiory, nie? -
Powiedział z taką dumą, jakby sam był ziemią -
Wystarczy tego i na mąkę, i pod zasiew".

I tyle. Podeszłam, pokazał mi to wszystko,
A ja przestałam wtedy być już im potrzebna.
Pozbierałam kubki, zwinęłam serwetę i
Poszłam. Lecz oni dalej się wylegiwali
Rozpięci, wyciągnięci błogo, pod drzewami.


przekład -Piotr Sommer







PS Dobry pomysł...dopóki nie zacznę po raz kolejny cytować Sajnoga.

kaczogród:
Maria Pawlikowska-Jasnorzewska

Zwiesić głowę - ostentacyjnie -
A potem zdać sobie sprawę,
Że nieśmiertelny umysł
Nie taką ma przyjąć postawę -

To budzi podejrzenie,
Że w tak splątanej gestwinie -
I ty - na płaszczyźnie mgiełki -
Udajesz pajęczynę.


LordDisneyland:


Philip Larkin-
PAŁAC ZIMOWY


Ludziom na ogół z wiekiem stopniowo przybywa wiedzy:
Nie dla mnie wasze proste reguły, drodzy koledzy.

Przez całe moje drugie ćwierćwiecze starałem się dzielnie
Wyzbyć nauk wpojonych przez szkoły tudzież uczelnie.

I nie wchłonąć niczego, co później się działo na świecie.
Dziś nic mi nie mówią nazwiska, na które natrafiam w gazecie,

Nie poznaję znajomych i odwracam się do nich tyłem,
Lub twierdzę, że nigdy nie byłem gdzieś, gdzie wiadomo,
że byłem.

Najlepiej będzie, jeśli zdołam wreszcie samą
Przyczynę białych plam uczynić białą plamą.

Nie będę wiedział nic. Umysł, pełen niczego,
Zamknie się wtedy w sobie, podobny polom, śniegom.

[przełożył S.Barańczak]

kaczogród:
Trzynaście sposobów spoglądania na kosa - Wallace Stevens

I
Pośród dwudziestu śnieżnych gór
Jedyną rzeczą w ruchu
Była źrenica kosa.

II
Mój umysł nie mógł się zdecydować
Na żadne z trzech wyjść:
Był jak korona drzewa, w której śpiewają trzy kosy.

III
W jesiennych wiatrach zawirował kos.

Była to drobna rólka w pantomimie.

IV
Mężczyzna i kobieta
Są jednością.
Mężczyzna, kobieta i kos
Są jednością.

V
Sam nie wiem, co wolę:
piękno modulacji głosu
czy piękno aluzji do głosu,
kosa, gdy gwiżdże,
czy kosa zaraz potem.

VI
Sople zapchały całe długie okno
Barbarzyńskim szkłem.
Cień kosa
Przefrunął przez nie tam i z powrotem.
Nastrój
Wytopił w cieniu
Nie dającą się rozszyfrować przyczynę.

VII
O, chudzielcy z miasta Haddam,
Czemu zwidują wam się złote ptaki?
Czy nie widzicie, jak kos
Drepcze wokoło stóp
Kobiet, które macie u boku?

VIII
Znam podniosłe akcenty
I klarowne, niechybne rytmy;
Ale wiem też.
Że kos ma swój udział
W tym, co znam.

IX
Gdy kos odfrunął poza zasięg wzroku,
Odlot wykreślił obwód
Jednego z wielu kół.

X
Na widok kosów
Lecących w zielonym świetle
Nawet sprośności euforii
Odezwałyby się ostrym, czystym krzykiem.

XI
Jeździł po Connecticut
W szklanym powozie.
Pewnego razu przeszył go lęk,
Że przez pomyłkę wziął
Cień swego ekwipażu
Za stado kosów.

XII
Rzeka toczy się.
Kos musi fruwać.

XIII
Przez całe popołudnie trwał wieczór.
Padał śnieg
I zanosiło się na więcej śniegu.
Kos siedział
W konarach cedru.
 
tłum. Stanisław Barańczak

Nawigacja

[0] Indeks wiadomości

[#] Następna strona

Idź do wersji pełnej