I się robi mniej lub bardziej.
Rzecz w tym, że w Chinach to zadziałało i tamtejsza gospodarka staje na nogi.
Gdyby u nas zebrano się na odwagę i przeforsowano takie rozwiązanie z podobnymi skutkami to moglibyśmy być jedną z pierwszych gospodarek europejskich wygrzebujących się z tego burdelu. Tymczasem na razie mamy taktykę opóźniania zamiast zatrzymania.
W tym wypadku paradoksalnie to nie sam "krach" (czyli wstrzymanie działalności na miesiąc czy dwa) może być najgorszy tylko właśnie trwająca kwartałami recesja po przeciągającej się epidemii.
Włosi, Hiszpanie, prawie na pewno Anglicy i Francuzi i być może Niemcy załatwili się niemal na cacy. U nas jest jeszcze ten krótki moment na bardziej stanowcze rozwiązanie.