Tyle, że oprócz dużych tematów, które łatwo uznać za metaforyczne (potop, stworzenie świata etc), jest też sporo małych, dosyć jednoznacznych instrukcji, o karaniu kobiet za różnorakie "występki", mężczyzn za cudzołóstwo, z karami typu odcięcie ręki aż po śmierć. O nawoływaniu do zabijania niewiernych nie wspominając (wiec nie, nie tylko koran)
Tylko, że to wszystko zostało niejako "nadpisane" przykazaniem miłości bliźniego. I stąd ta cała historia o nierządnicy, która w świetle prawa mojżeszowego miałaby konkretnie przechlapane.
Prawda jest taka, że na 99% nikt z nas tutaj obecnych nie ma kompetencji do tego żeby dokonywać interpretacji Biblii. Do tego trzeba takiej ilości wiedzy teologiczno/historyczno/literacko/lingwistycznej, że wszyscy odpadamy w przedbiegach. Faktem jest natomiast, że czytanie Biblii wprost (bez uwzględnienia kontekstu) nie ma sensu. To co było jasne i zrozumiałe 2,5-2 tysiące lat temu dzisiaj mimo iż brzmi prosto takie proste już nie jest.
Jeden zwięzły przykład: żona Lota, która "zamieniła się w słup soli". Brzmi to tak jakby doszło do jakiejś nadprzyrodzonej interwencji. Rzecz w tym, że w pewnym okresie na Bliskim Wschodzie i w okolicach wschodnich wybrzeży Morza Śródziemnego (detali nie pomnę) pochówki odbywały się w słupach solnych. Czyli sformułowanie "zmienić się w słup soli" to nic innego jak eufemizm na "umrzeć" (dzisiaj użylibyśmy np. określenia "odeszła" i gdyby dokonać takiego "uwspółcześnionego" tłumaczenia po kolejnych dwóch tysiącach lat ludzie mogliby się zastanawiać gdzie ta cała żona Lota poszła i po co?). Innymi słowy: kobita zobaczywszy (wbrew zakazowi) co się stało z Sodomą/Gomorą mogła umrzeć na serce albo coś w tym guście.
No i nie da się ukryć, że tłumaczenia Biblii również nie pomagają w zw. z czym pomysł samodzielnej lektury (forsowany zresztą głównie przez Lutra, który - odnoszę takie wrażenie - sam niewiele z Nowego Testamentu zrozumiał) przez laików jest dosyć karkołomny.