Heh, przypomina mi się historia jeszcze z czasów bez internetu (jak my wtedy żyliśmy?) jak poszła plotka, że u mnie w mieście w klubie w którym faktycznie odbywały się z rzadka takie imprezy na żywo zagra "Włochaty". Zeszło się punkowo-metalowo-grungeowo-ogólno rockowe towarzystwo z całego miasta a tam zwykła dyskoteka jak co tydzień. No, ale skoro już tylu starych znajomych się zeszło w jednym punkcie, knajpa doskonale umiejscowiona bo praktycznie w parku a wodopój na miejscu, to prawie wszyscy postanowili zostać. Do dzisiaj przypominam sobie te przerażone miny pierwszych amfetaminowych mistrzów parkietu i techno-dziuń na wtedy jeszcze trudno dostępnych ekstazach na widok oglanowanej i poubieranej w skóry bandy skaczącej w rytm Macareny i Captain Jacka.