Wiedźmina wziąłem na tapetę z dobre 11 lat temu. Opowiadania wywarły na mnie spore wrażenie. Dialogi były pisane z humorem i sporą lekkością, sam klimat opowiadań gdzie samotny bądź w towarzystwie Jaskra Geralt przeżywał przygody robił robotę. Lore i tło fabularne były najlepsze właśnie w minimalistycznej formie opowiadań. "Mniejsze zło" i "Ostatnie życzenie" to dla mnie jedne z najlepszych krótkich form w Polskiej fantastyce.
Od sagi za to odbiłem się totalnie "Krew elfów" mnie koszmarnie wymęczyła. Dużo politykowania, im więcej tych wszystkich królów, czarodziejów, królestw a mniej awanturniczych przygód bez historii większej od życia w tle tym gorzej- no dobra opowiadania zwiastowały ważny wątek Ciri, ale właśnie zwiastowały, a nie zrobiły z tego cały cykl książek. Irytował mnie też związek Geralta z Yennefer, który przypomniał mi jakaś patologiczną relację w której do tego facet nie mający problemu z kobietami zmieniał się kompletnie pozbawionego charakteru pantofla a Yennefer to było po prostu wredne babsko i tyle. Do tej pory nie ukończyłem czytania sagi.
Gry chociaż przeszedłem i są to solidne produkcje, ale trójka też potrafiła mnie wymęczyć. Wiem, że niektórych zszokuje, ale mi się Wiedźmin mocno kojarzy z nudą. Lore w sadze mnie strasznie wymęczyło, growa trójeczka zamula gameplayem i czymś jeszcze w bebechach. Nie wiem czy to nie setting, który choć generalnie fajny za bardzo napina się na bycie mrocznym, a poza wątkiem krwawego Barona to prawdę powiedziawszy nie jest to aż tak mroczny świat jakby chcieli tego twórcy, serio jest trochę dużo bardziej posępnej fantastyki od tego. Mam też wrażenie, że to trochę rozmycie pierwotnego pomysłu Sapkowskiego, który jednak pisząc Wiedźmina często przedstawiał go jako parodię fantasy z zacięciem i jajem.