Ja myślę, że to może być jedna strona medalu. Mam sporo książek, które są z dofinansowania jakiegoś sektora publicznego, czy ministerstwa, np. Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pochodzących z Funduszu Promocji Kultury, czy innej dotacji celowej, gdzie finalnie zawarte jest, że ma być publikacja książkowa. Inna sprawa, czy tak wydawnictwo ma ulgi, albo może sobie ostatecznie odpisać od podatku, że przekazało tyle, a tyle książek. A co jeżeli wydawnictwa na każdym kroku wyciągają od różnych sektorów pieniądze przy każdej okazji twierdząc, że to na promocje czytelnictwa.
Za chwilę odezwą się autorzy, którzy dostają jakieś grosze od sprzedaży egzemplarza, czy tłumacze, którym za tłumaczenia grosze płacą. Inna sprawa to, ile kosztuje produkcja książki, a ile jej ostateczna cena.