Co do ludzi mających problemy z ortografią, to jeśli ktoś pisze "rze", wątpię, żeby było to lenistwo w posługiwaniu się autokorektą, a i tacy się zdarzają.
Podnosisz argument o wyższości treści, a nie o to w ogóle chodzi, a o sam jej zapis, bo co z tego, że nie wiadomo jak ta treść będzie mądra, a będzie zapisana wadliwie - to dwie odmienne rzeczy, jak to pisali na ścianach szkół "Szkoła óczy" ("- muwi dyrektor") 
I wolę osoby czytające Mroza, od osób nie czytających (książek) w ogóle, zresztą pełno mam wokół siebie osób wykształconych, a kaleczących język i nie potrafiących prawidłowo się wysłowić, o sposobie pisania nie wspominając - gry im też nie pomogły.
Jeśli zaś chodzi "o sposób rozumowania i interpretowanie świata" ludzie czytają to, z czym łatwiej im się identyfikować, a jak wiadomo, gdzie dwóch Polaków, tam troje racji.
No właśnie wadliwie zapisana treść... Statystyki czytelnicze są takie, że ludzie sięgają po literaturę z niezbyt wygórowanym słownictwem. Lipińska z tej topki pisarzy roku 2020 to jest w ogóle pięknym fenomenem. Pisze literackie pornosy, o wartości językowej jak z rynsztoku. Wertowałem to żeby sprawdzić fenomenem jej książek i naprawdę nie jest to dobre. Porno filmowe nie ma jakiegoś świętego dogmatu kultury, który broni jego wartości

, ba jeszcze co raz częściej mówi się o badaniach dotyczących negatywnego wpływu zbyt częstego oglądania takich treści i bezpośrednio negatywnym wpływie na ludzi parujących w tej branży. Tutaj kobieta napisała książkę o toksycznej relacji, napisanej słownictwem z rynsztoku, masa podlotków czerpie z tego wzorce i weszła na salony. Do tego babsztyl ma szemrane powiązania. Magia literatury
W Emipkach już nawet walają się po półkach książki od "niezależnych" specjalistów w tematach politycznych, szczepionek, tematach globalnych pisanych pod tezę, bazowane na fake newsach autorytarnie tworzące obraz świat z odgórnie narzuconym obrazem tworząc tylko jeszcze większy chaos. To serio nie jest zdrowa tendencja.
Uwielbiam literaturę, ale nie podoba mi się ten kult złotego cielca, robienia z czytelnictwa lekarstwa wbrew wszystkiemu. Jak się czyta syf, który przekazuje złe wzorce, tworzy jeszcze większy chaos dezinformacyjny to się niby zeruje negatywna treść, bo czytanie jako tako na mózg pomaga? Mam świadomość jak przekorny jestem w tym temacie, ale wynika to też pewnie ze zjawiska zaniżania rażąco wartości innych medium. Kto się wychowywał jako dzieciak w latach 90, ten pamięta jaka nagonka szła wobec takich gier wideo, które miały być siedliskiem wszystkiego co najgorsze. Tymczasem książki to miało być remedium na bóle tego świata. Nikt normalny nie chwali niewłaściwego podnoszenia ciężarów na siłowni, to po jakiego diabła chwalić dziadostwo w formie książek? Bo ludzie z czasem przerzucą się na cos lepszego? Jasne... to tak nie działa. Spora część ludzi zamyka się w swoich bańkach, nie modyfikuje, albo chociaż nie różnicuje sobie doboru treści.
Jak lubię książki, tak od największych zapaleńców czytania książek często wole trzymać się z dala. Przekonanie o byciu lepszym, dziwna tendencja do wywyższania literatury z równoczesnym zaniżaniem wartości innych medium z oczywiście najczęściej bardzo ogólnikową o nich wiedzom. W sumie typowy przykład efektu dunninga- krugera. W ogóle często mentalność z kompletnie innej epoki, gdzie książki był rozrywką, medium i środkiem do przekazywania wiedzy przypisaną głównie elitom. No i co najlepsze Ci ludzie sami najczęściej wcale nie mają przy tym żadnej wybitnej wiedzy literaturoznawczej, co nie przeszkadza im się tak zachowywać

Ostatecznie też czytanie beletrystyki to taka sama forma wypełniania sobie czasu jak granie w gry wideo, czytanie komiksów, oglądanie filmów i seriali, słuchanie muzyki.