Czasami to właśnie fabuły trzaskane od szablonu stanowią o popularności danej serii. Choćby takie Bondy są robione na jedno kopyto (teaser, przedstawienie wroga, spotkanie z wrogiem, złapanie przez wroga, ucieczka, rozprawa z wrogiem) i wielu ludziom to się podoba, a każde odstępstwo od normy wywołuje mniej lub bardziej ożywione dyskusje (miało to miejsce w szczególności w Bondach z Craigiem).
Co się jednak według mnie liczy, to już nie tyle szablonowa fabuła (choć jasne, że lepiej by było, żeby wymykała się szablonom), a sposób jej przedstawienia, użyty język/obraz, budowa konkretnych scen, pomysły na rozwiązanie problemów, "choreografia" scen, smaczki, subtelne nawiązania itp. W czasach, gdy wszystkie rodzaje fabuł już właściwie przedstawiono, skupiam się zatem na takich dodatkach i ewentualnych zabawach słownych.
Ogólnie rzecz biorąc, dużo Conanów takie mniej lub bardziej udane dodatki jednak ma: a to sposoby przedstawiania klienteli gospody, do której wchodzi Conan (knujący szeptem Kotyjczycy lub fałszerz, którego okropnie oszukano), a to sposoby stosowania porównań (Zamora roi się od magów jak gospoda od pcheł), a to opisy obiektów penitencjarnych (straszliwy loch, w którym nawet karaluchy już dawno wyzdychały), a to opisy rzeczy niezidentyfikowanych (pod wodą pływały potwory zbyt straszne, by je nazwać) itp. Przywołuję to z pamięci, bo dawno już nie wracałem do Conanów, ale jeśli miałbym uciec od problemów świata, świat Conana byłby jednym z takich miejsc i szablonowość i prostota fabuł w tym przypadku wcale by mi nie przeszkadzała, a wręcz do lektury zachęcała.
Coś jednak też jest w tym co pisze Gieferg, że trzeba to przeczytać na wczesnym etapie życia, żeby mieć do tego sentyment, i chyba bym się z takim stwierdzeniem zgodził.