Przeczytałem "Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość" K. Surmiak-Domańskiej i mam cokolwiek mieszane uczucia jeśli chodzi o proporcje w treści tego tytułu. Sądziłem, że to będzie głównie opis sytuacji obecnej z jakimś historycznym wstępem natomiast po zakończeniu lektury odniosłem takie wrażenie, że autorka poleciała do Stanów na jakiś tydzień, pogadała z kilkoma osobami, wróciła, a zorientowawszy się w trakcie pisania, że brakuje materiału i przydałoby się więcej treści dołożyła drugie tyle(?) w kontekście historii organizacji.
I w tym konkretnym wypadku tło historyczne było tym co szczerze pisząc nie miało dla mnie większej wartości. "Kroniki kryminalne" Klanu można sobie poczytać pewnie nawet na Wikipedii. Nie jest to raczej jakaś wiedza tajemna. Bardziej byłem ciekaw tego jak to wygląda dzisiaj. Jak postrzegają siebie członkowie, jak postrzegają ich inni. Jakie w tym wszystkim są motywacje.
I niby owszem - to
jest zawarte w tej książce, jest kilka rozmów z członkami KKK, mam również świadomość, że ta książka nie jest efektem dziesięcioletniego śledztwa ale nie mogę oprzeć się wrażeniu, że to wszystko wyszło jakoś tak po łebkach. W efekcie zamykałem ją w stanie niedosytu informacyjnego i z przekonaniem, że równie dobrze mogłoby tam się znaleźć ze dwa razy tyle treści.
Faktem jest natomiast, że nawet marudząc na to i na owo muszę przyznać, że jak dla mnie książkę warto było przeczytać choćby dla jednej absolutnie kapitalnej obserwacji poczynionej przez autorkę, istoty której to obserwacji jak podejrzewam sama autorka nie do końca zrozumiała, bo inaczej (mogę być tutaj cokolwiek złośliwy, ale wydaje mi się to być prawdopodobne) by jej nie zamieściła.
Ale to akurat taki soczysty detal.
W każdym razie liczyłem na większą ilość świeżego mięska i tutaj akurat spotkał mnie pewien zawód w efekcie czego napisałbym, że to jest tytuł z gatunku "można" natomiast niekoniecznie "trzeba" przeczytać.