Nie Żbiki, nie Kajki i Kokosze, nie Thorgale, nie Relaxy, ale właśnie Tytusy były i na zawsze pozostaną moją pierwszą komiksową miłością. Zaczytywałem się w księgach przekazanych mi przez ojca i z wypiekami na twarzy kupowałem kolejne. Ogromny smutek. Razem z Papciem umarła część mojego wewnętrznego dziecka...